wtorek, 20 czerwca 2017

Balsam do ciała Róża i Imbir. Green Pharmacy Herbal Cosmetics

Hejka!
Jako że wiosna na dobre zawitała, to zdecydowanie więcej uwagi teraz skupiam na pielęgnacji. Makijaż owszem, obowiązkowo. Ale pokazujemy nie tylko twarz więc o resztę ciała też trzeba zadbać.
Jakiś czas temu u mojej Mamuśki znalazłam nowy balsam, no a ja jak to ja musiałam od razu powąchać i się popaciać. I zrobił on na mnie takie wrażenie, że zapragnęłam mieć swój własny,prywatny egzemplarz. Więc pobiegłam do drogerii i szukam i szukam i mam, znalazłam! I tu pojawiła się zagwozdka...? 😕 Moja mama miała balsam o zapachu nagietka i zielonej herbaty. Ale ja znalazłam o zapachu róży i imbiru. Ojjj długo się zastanawiałam nad wyborem i w końcu jednak w koszyku wylądował regenerujący balsam do ciała z efektem ujędrniania od Green Pharmacy o zapachu róży i imbiru.

Duża butelka o pojemności 500 ml, bardzo solidnie wykonana z fajnym dozownikiem. Podoba mi się że opakowanie jest przeźroczyste, bo przynajmniej wtedy widzę ile produktu jest w opakowaniu.
Balsam ma delikatną formułę, super nawilża skórę. Najlepiej jest go nakładać zaraz po kąpieli, wtedy działa najlepiej i na dłużej jakby nawilża, ale to moje zdanie. Bardzo dużym plusem jak dla mnie jest fakt, że balsam nie zostawia na skórze, charakterystycznej dla nawilżających balsamów, tłustej warstwy. Przez co można od razu założyć ubranie.
Olej z płatków róż i wit E, które znajdują się w balsamie mają świetne działanie łagodzące podrażnienia i zaczerwienienia.
Balsam ma rewelacyjny zapach, jednak na szczęście nie czuć imbiru w nim. Szkoda tylko, że po pół godzinie od użycia ulatnia się 😔

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego produktu, i na pewno kupię kolejne opakowanie. Tym bardziej że 12 zł za 500 ml to nie jest wygórowana cena.   

piątek, 9 czerwca 2017

Olejki Ylang-Ylang i Paczuli ZIAJA

Witajcie Kochani!
Tym razem mam dla Was kilka słów o kosmetykach z letniej serii ZIAJI Olejki Ylang - Ylang i Paczuli.
Ostatnio w szkole zamiast zajęć odwiedziła nas Pani z w.w firmy i przedstawiała nam w formie szkolenia ofertę kosmetyczną z serii ZIAJA PROFESSIONAL.
Ogólnie całość wyglądała tak, że Pani poprosiła dwie dziewczyny z grupy na ochotniczki i każdej wykonała inny zabieg, dostosowany do potrzeb ich cery.
Na zakończenie szkolenia dostaliśmy katalog z spisem ich kosmetyków z serii profesjonalnej(mam w planie zakup kilku) i mały podarek w którego skład wchodziły następujące kosmetyki:

- peeling cukrowy
- mydło pod prysznic i do kąpieli
- odżywka myjąca do włosów.
Co mogę powiedzieć o tych kosmetykach to na pewno jedno - WSPANIALE PACHNĄ.
Peeling cukrowy świetnie oczyszcza skórę, pozostawią ją świeża i ładnie nawilża. Do tego daje fajny efekt takiego jakby chłodu na twarzy.
Dla tych co twierdzą, że ZIAJA wrzuca kawałki plastiku do swoich peelingów, zapewniam że tu mamy faktycznie cukier, który rozpuszcza się pod wpływem wody i w ustach...

Tak, próbowałam.
Jest to idealny kosmetyk dla osób o suchej skórze. W moim przypadku używanie go wygląda następująco - myję twarz żelem, nakłam peeling, masuje, masuje, spłukuje. Odczekuje chwilę i muszę twarz jeszcze raz umyć żelem, bo pozastawia mi na twarzy delikatnie tłustą powłokę. A w przypadku mojej twarzy zaraz byłabym pozatykana i wysyp nieprzyjaciół gwarantowany.
Mimo iż spłukuje produkt podwójnie twarz jest w rewelacyjnym stanie, gładka, odświeżona.
 Tak więc dla suchych buź - rewelka, tłuste i mieszane - muszą uważać.
Kolejnych kosmetykiem jest mydło pod prysznic.
Tu nie ma się co za dużo rozwodzić. Mydło jak mydło, ładnie pachnie, super nawilża skórę. Delikatnie się pieni, więc raczej nie zrobimy sobie królewskiej kąpieli w nim z tona piany 😜 W przeciwieństwie do peelingu cukrowego nie pozostawia żadnych tłustych powłok. Myłam nim też twarz kilka razy i nie ma tragedii. Fajna rzecz na zbliżające się wakacje.
Kosmetyk wielozadaniowy.
Ogólnie dla mnie bardzo fajny kosmetyk do pielęgnacji.
No i na końcu mam coś dziwnego...
No(sham)poo... Produkt o kremowej konsystencji do mycia włosów, który się nie pieni. Trochę na początku nie dowierzałam temu, jak coś co się nie pieni może umyć włosy? W dodatku tez działa jak odżywka. Z natury nie ufam wszelakim szamponom 2w1 z odżywką, bo się u mnie nie sprawdzają.
A tutaj mogę powiedzieć, że nie jest najgorzej. Oczywiście za każdym razem pierwsze mycie włosów robię swoim szamponem, drugie zaś tym i nie nakładam odżywki tylko zostawiam No(sham)poo przez 3-5 minut i spłukuje.
Włosy się łatwo rozczesują, nie plączą się, są przyjemne w dotyku. Nie są obciążone, ani przetłuszczone czego się obawiałam.
Z natury włosy mi się bardzo przetłuszczają, ale z drugiej strony są trochę zniszczone przez prostownice.
Jedyny tylko minus, jest to bardzo mało wydajny produkt. Na moje włosy średniej długości muszę dość sporo go wycisnąć z butelki.

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tych kosmetyków. Tym bardziej, że sama z siebie bym ich nie zakupiła pewnie dlatego, że wiem iż kosmetyki na bazie olejów nie służą ani mojej twarzy, ani włosom. A tu jestem naprawdę miło zaskoczona.
Tak więc zachęcam Was do przetestowania ich, bo z tego co zrozumiałam to w sprzedaży są tylko do końca października 😉

niedziela, 28 maja 2017

Kule do kąpieli Organique

Witajcie!
Dziś będzie troszeczkę o relaksie i poniekąd o pielęgnacji.
Kto nie lubi wskoczyć do wanny pełnej ciepłej wody i w dodatku ładnie pachnącej i leżeć??? No przyznać się...
Jakiś czas temu zakupiłam 2 kule do kąpieli, jedna biała o zapachu magnolii, drugą delikatne żółtawą o mlecznym zapachu. Ale dopiero nie dawno postanowiłam je użyć. No coś wspaniałego!

Kula spokojnie starcza na 2 kąpiele, jest tak fajnie skonstruowana, że nie trzeba się męczyć z jakimś kruszeniem, łamaniem czy innymi cudami. Wystarczy ją delikatnie przekręcić w dłoniach i ładnie się nam dzieli na pół nie krusząc się specjalnie mocno.
W wodzie rozpuszcza się dość szybko niestety, delikatnie barwiąc wodę (ja użyłam akurat białej) na biało. I od razu można wyczuć, że nasze musujące przyjaciółki są napełnione olejkami, bo woda sprawia wrażenie jakby tłustej i można zauważyć takie oczka jak w rosole 😜

Dzięki właśnie tym "oczkom" olejków nasza skóra jest świetnie nawilżona i gładka, nie trzeba po kąpieli używać balsamów, ani innych specyfików. W dodatku nasze ciało pięknie pachnie, nawet do dnia następnego. Oczywiście zapach roznosi się też po całym domu.
Została mi jeszcze kula o zapachu mlecznym. I mimo iż nie przepadam za takimi zapachami, tak tą porwałam jako pierwszą bo jej zapach jest powalający, delikatny ale intensywny zarazem. Coś czuje że poczuję się jak Kleopatra kąpiąc się z nią.
Myślę, że kule rewelacyjnie nadały by się też do zabiegu manicure i pedicure, tylko już wtedy trzeba by jakoś pokruszyć bo połówka takiej dużej to zdecydowanie za dużo, a mniejszych niestety nie ma 😩 Super by się sprawdziły przy tych zabiegach ponieważ świetnie zmiękczają naskórek i mimo iż są mocno nasączone olejkami nie tłuszczą aż tak bardzo skóry.

Ogólnie podsumowując ja jestem bardzo zadowolona i na pewno zakupię jeszcze inne zapachy i będę się w nich taplać jak kaczuszka 😎

poniedziałek, 22 maja 2017

Moje nowe dziecko-kanał na YT!

Witam Was Kochani!
Przepraszam najmocniej, że tyle czasu mnie nie było i nie pisałam dla Was, ale dopadły mnie problemy życia codziennego i najnormalniej w świecie nie miałam czasu.
Poza tym między czasie pracowałam nad moim nowym dzieckiem jakim jest kanał na YouTubie. Jak się okazało nie jest to łatwy orzech do zgryzienia i kilka nocek musiałam zawalić, do tego wszystkiego mój laptop odmawia współpracy i czasami musiałam wszystko robić kilka razy na nowo. No cóż ma do tego prawo, bo przez ponad 5 lat był nieźle eksploatowany, ale już niebawem wymienię go a lepszy model 😈
Jeżeli śledzicie mojego IG to wiecie już od jakiegoś czasu że mam kanał, że nadal go dopracowuje, szlifuje moje zdolności kamerzysty, oraz gadanie samemu do siebie(z tym mam największy problem, z prowadzeniem monologu). Myślę, że wszystko będzie miało ręce i nogi jak będę już miała porządny komputer.

Co znajdziecie na moim kanale?
Na chwilę obecną mam dla Was filmiki związane z tematyka manicure. Niebawem planuje coś z makijażem dla Was stworzyć, tylko nie mogę się zdecydować na jaki 😜
Recenzje kosmetyków, haule zakupowe, może zdradzę Wam moje sposoby na codzienną pielęgnację(?)
Jak będziecie chętni to znajdzie się też kilka odcinków o rękodziele.
Najnowszy filmik będzie o moim sposobie na blur efekt wykonany pisakami z PEPCO i wzorkiem narysowanym rapidografem, bardzo wiosenna stylizacja.



Podrzucam Wam linka do mojego kanału ------>  klik klik .
Każda subskrypcja od Was i łapka pod filmikiem, motywują mnie do dalszego działania i zarywania nocek nawet, więc liczę na Was Kochani 😉

wtorek, 2 maja 2017

Żel peelingujący 3w1 - Barwa Siarkowa

Witajcie w co wtorkowym poście !
Co by nie było, że ciągle piszę dla Was o kosmetykach kolorowych, to teraz bym chciała przedstawić Wam moje nowe odkrycie w strefie pielęgnacji - ANTYTRĄDZIKOWY PEELINGUJĄCY ŻEL 3w1 BARWA SIARKOWA

Moja ukochana pasta z Ziaji zaczynała się kończyć więc poszłam na zakupy, i już miałam po nią sięgnąć ale moją uwagę przykuła właśnie Barwa siarkowa i postanowiłam ją przetestować.
I co mogę powiedzieć na jej temat?
Zacznę od minusa, bo w sumie jest tylko jeden. Zapach...jak dla mnie śmierdzi niczym cytrynowa kostka do WC 😕 Nie wiem skąd ten zachwyt w sieci na temat wspaniałego zapachu tego produktu, ale gdyby nie on to ode mnie było by 10/10.
Poza tym za 16 zł mamy 120 ml tubkę, bez szałowego wyglądu(ale nie przeszkadza mi to) z średnio gęstym żelem w kolorze żółto-pomarańczowym.
Produkt ten można stosować na 3 sposoby, jako żel myjący, peeling lub maskę.
Ja osobiście codziennie używam go rano jako peeling. Moja twarz, mimo iż wieczorem po całym dniu w makijażu wymaga dogłębnego oczyszczenia dzięki paście z Ziaji, rano również potrzebuje oczyszczenia. Barwa ładnie myje, oczyszcza pory i sprawia że twarz jest super zmatowiona.
Skóra nie jest ściągnięta, przesuszona ani podrażniona. Jednak trzeba tu zaznaczyć że ten produkt nie nadaje się dla osób z sucha cerą. Wtedy mogą pojawić się problemy w postaci przesuszenia i podrażnień ale to samo tyczy się pasty z Ziaji.
Napomknę również o tym że u mnie niestety nie sprawdziła się opcja antytrądzikowa, ale nie ubolewam nad tym faktem. Dlaczego? Bo żaden z kosmetyków, który rzekomo ma sobie radzić z niechcianymi gośćmi na naszej twarzy nie poradził sobie z moją twarzą. Ale ładnie radzi sobie z tym co już miałam, w postaci łagodzenia zaczerwienień i wygładzania.
Tak więc ja jestem zadowolona z tego produktu i w niedalekiej przyszłości mam zamiar zakupić kem matujący z tej serii i być może tonik.
Wiem też że na pewno zakupię kolejne opakowanie tego żelu.
A Wy testowaliście już???

wtorek, 25 kwietnia 2017

Targi Beauty Vision & Look 2017

W ostatni weekend w Poznaniu odbyły się targi Beauty Vision & Look, poświęcone kosmetyce i fryzjerstwie, na które postanowiliśmy się wybrać z drugą połówką.
Cała impreza odbywała się na dwóch halach 3 i 3a na Międzynarodowych Targach Poznańskich, ale mimo to było bardzo dużo wystawców.
Bilet kosztował 39 zł, chyba że kogoś interesowały osobne prelekcje to można było dokupić dodatkową wejściówkę. Np w niedziele było duże seminarium na temat podologi i kosztowało 60 zł.
Nas zdecydowanie bardziej interesowała cześć poświęcona kosmetyce, czyli kosmetyki kolorowe i pielęgnacja, niż fryzjerstwo. I tu bardzo duży plus ode mnie dla organizatorów za fantastyczne zagospodarowanie i rozstawienie stoisk. Mianowicie 2 hale były podzielone jakby na 3 sektory - kolorówka, pielęgnacja(SPA) i fryzjerstwo. Nawet bym powiedziała, że na 4 bo stoiska firm z produktami do stylizacji paznokci też były wszystkie razem, jeden obok drugiego.
Moim zdaniem to świetne rozwiązanie, w szczególności dla tych osób które przyjechały na targi z listami zakupów, ułatwiło to zapewne poszukiwania.
Świetne rozwiązanie, bo np na targach w Warszawie był kompletny misz masz i ciężko było cokolwiek znaleźć.
Oczywiście prócz stoisk na których można było poszaleć z zakupami, były także sceny na których odbywały się najróżniejsze prezentacje, oraz zawody np w fryzjerstwie.

Jeżeli chodzi o zakupy jakie zrobiłam to nie poszalałam za bardzo ale i tak jestem bardzo zadowolona.
Oczywiście musiałam zakupić jakieś świecidełko do paznokci i padło na taki jakby brokacik w kolorze morsko/błękitnym, i pędzel do odpylania, bo szukałam i szukałam i nie mogłam znaleźć stacjonarnie.
No i w końcu zakupiłam dwa cienie do powiek i pędzel do blendowania w Glam Shopie. Bardzo się cieszę z tych cieni, tym bardziej że mogłam je zobaczyć na żywo i wybrać, bo jednak przez internet to nie to samo. Szkoda tylko że dziewczyny nie miały pełnej palety, bo co fajniejsze to się wyprzedały.
No i oczywiście jak tylko zobaczyłam, ze NYX ma swoje stoisko to musiałam zajrzeć, tym bardziej że mieli promocję -20% dla wszystkich i -30% dla osób związanych z branżą kosmetyczną. Zakupiłam tylko, bądź aż 2 pigmenty, których nie mogłam dostać stacjonarnie w ich sklepie.
I żeby było jeszcze piękniej, NYX wprowadził karty lojalnościowe dla swoich klientów. No coś wspaniałego po prostu, szkoda tylko że mój portfel się nie cieszy z tego powodu 😏
Niebawem pojawią się posty z recenzjami zakupionych cudeniek.

Nie mieliśmy w planach tak naprawdę odwiedzenia tych targów, i poszliśmy można powiedzieć tak na spontanie ale jesteśmy zadowoleni i nie żałujemy. A to myślę że jest najważniejsze 😊
Tak więc jeżeli zastanawiacie się czy wybrać się w przyszłym roku na MTP to polecam i zapraszam serdecznie.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Gąbeczka Blend It - czyli jak nabawić się mieszanych uczuć...?

Czy Wy też tak macie czasami, że nie wiecie co myśleć na temat danej rzeczy/kosmetyku?
Ja dotychczas nie miałam takich problemów i sprawy stawiałam jasno. Albo było ok albo było bardzo do kitu i nara.

 I wszystko szlag trafił gdy w posiadanie dorwałam gąbeczki od Blend It.
Nigdy nie miałam i mieć raczej nie będę oryginalnego Beauty Blendera, bo 70 zł za gąbkę to przesada i to potężna. I dlatego skusiłam się na promocję w Mintishopie na 2 jajka Blend It w cenie 29,99. Wybrałam sobie komplet w marmurkowy wzór biało-czarno-szary. Jedną dużą, drugą małą.
Napomknę tylko, że wcześniej miałam w swoim posiadaniu gąbeczkę z GR, którą jakoś nie szło mi najlepiej nakładanie podkładu. Okazała się ona twarda, i z jakiegoś dziwnego materiału bo nie chce rosnąć pod wpływem wody. I dlatego cały czas nakładałam podkład pędzlem( i coby nie było nadal lubię to robić ) i jakoś nie potrafiła zrozumieć zachwytu nad metodą "gąbkową". 

Duże jajo od BI jest mięciutkie, fajnie rośnie pod wodą. Nie wchłania dużej ilości podkładu, więc aplikacja kosmetyku na twarzy jest błyskawiczna i nie wymagająca większej gimnastyki.
Tak samo rewelacyjnie nadaje się do nakładania pudru sypkiego(bakingu), różu, czy także korektora.
 Mniejsze jajko niestety u mnie się nie sprawdziło, jakoś nie potrafię nałożyć nim korektora(dużym jajkiem idzie mi lepiej). Chyba dlatego że jest ono za miękkie, a gdy je zmoczyłam to już w ogóle strach mnie ogarnął, bo bałam się że mi się rozleci w dłoni. Do aplikacji korektora zostanę przy moim małym, różowym jajeczku z drogerii.
Nie wiem z czego jest ono zrobione ale jest fantastyczne i nie zamienię go na nic innego.
Jedyna rzecz jaka mnie zasmuciła to po pierwszym myciu mojego BI zauważyłam na nim pęknięcia.

Nie zahaczyłam paznokciem, ani nie naderwałam przy myciu a pojawiły się nacięcia. No i nie wiem dlaczego ale przebarwił się w miejscach którymi wklepuję podkład.
Swoje gąbki i pędzle kąpie w mydle antybakteryjnym Carex Pure Blue i jakoś wątpię żeby to była jego wina. No ale cóż, dobrze że to dwie gąbki za 30 zł a nie jedna za 70, bo wtedy to byłabym bardzo zła.
Podsumowując, nie wiem sama czy jestem z nich zadowolona czy nie. No niby nakładanie podkładu to coś świetnego tą gąbeczką, ale te pęknięcia...
Nie umiem Wam powiedzieć czy zakupie kolejną na dzień dzisiejszy.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Matujący płyn micelarny Be Beauty z Biedronki

Dziś mam dla Was kilka słów o płynie micelarnym z Be Beauty w wersji matującej.
 Z tego co się zdążyłam zorientować to napis na butelce "edycja limitowana" nie tyczy się dużej butelki 400 ml, lecz tego że płyn nie jest dostępny w regularnej sprzedaży.
W jego posiadanie weszłam przypadkiem na zakupach, i skusiła mnie chyba cena. 5,75 zł za 400 ml to całkiem spoko cena, a poza tym mój micelek od Ziaji się skończył więc postanowiłam wypróbować coś nowego.
Bardzo podoba mi się zamkniecie/dozownik typu "press" dzięki któremu można dozować odpowiednią ilość płynu na wacik.
Płyn jest bezzapachowy, co w tym wypadku jest dla mnie mega zaletą. Idealnie zmywa makijaż, i nie podrażnia skóry. Pozostawia ją świeżą i bez resztek makijażu-wszystko zmywa idealnie, nawet ciężki makijaż twarzy.
Jednak według zapewnień producenta nie matuje cery zbytnio. I powiem Wam szczerze od początku jakoś nie liczyłam na super matowe WOW jak za tą cenę. Tak więc nie płaczę z tego powodu bardzo i nie skreślam produktu. Tym bardziej że moja twarz bardzo go polubiła.
W moim odczuciu nie nadaję się do demakijażu oczu, strasznie szczypie. Ale zauważyłam to już przy kilku produktach tej firmy. Moja mama używa mleczka Be Beauty i kilka razy zmywając u niej makijaż, zauważyłam właśnie że strasznie podrażnia mi oczy aż do łzawienia.
Jeżeli ktoś oczekuje od kosmetyku tego typu, zmycia całego makijażu czyli oko i twarz a ma delikatne oczy, obawiam się że może się nie sprawdzić. Ale jeżeli tak jak ja, zwykle używacie osobnych płynów do oczu i twarzy to myślę że jak najbardziej będziecie zadowolone.
Czy zakupię go ponownie? Jeżeli nie znajdę nic lepszego to bardzo chętnie, bo myślę że cena korzystna jak za taką pojemność.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Nowe zabawki z NYX'a w mojej toaletce ( Studio Finishing Powder, Liquid Suede Cream Lipstick, Macaron Lippie)

Jakiś czas temu na moim INSTAGRAMIE wrzuciłam zbiorową fotkę z moich zakupów, znalazło się tam kilka kosmetyków z NYX'a.
Miałam dość dużo czasu żeby je przetestować i mogę napisać Wam kilka słów na ich temat.
Zacznę może od płynnej pomadki z serii Liquid Suede Cream Lipstick o numerze 19.

Ma kolor głębokiej śliwki węgierki o konsystencji kremowej, idealnie zastygającej w głęboki mat. Pomadka jest mega trwała do 7-8 h jak nie jemy nic tłustego. Jedyny minus to taki, że zastyga dłużej niż te pomadki z serii Lingerie ale jej trwałość jest lepsza.
Drugą pomadką jaka chciałabym Wam przedstawić to jasno różowiutka, pastelowa szminka z matowym wykończeniem z serii Macaron Lippies o numerze 01. To różowe cudeńko ma satynowe wykończenie i mega pigmentację. Utrzymuje się do ok 6 h, więc całkiem nieźle. Szminki z tej serii zdecydowanie należą dla odważnych.
Ostatnią szminką jaką zakupiłam to kolejna z serii Extra Creamy Round Lipstick o numerze 629 Power. Ma delikatnie błękitny odcień, ale nadal pozostaje w kolorze fioletu, kremową konsystencję i w pół matowe wykończenie. Szminki z tej kolekcji(a mam już 3) nigdy mnie nie zawiodły.
No i na koniec mam dla Was puder transparentny Studio Finishing Powder z tej jakby serii HD Studio Photogenic.
Co do tego pudru mam mieszane uczucia...Dużym plusem jest to, że jest to faktycznie puder mineralny, którego głównym składnikiem jest krzemionka. Fajnie sprawdza się nałożony na podkład jak i na nakremowaną skórę. Jest drobniutko mielony i nie trzeba się martwić że się trafi jakaś większa grudka. I następnym plusem, który nie wiem jak Wam odpisać jest jego jakby mokra formuła, no coś wspaniałego.
Jednak trzeba na niego uważać gdyż nałożony w za dużej ilości pod wpływem słońca, a nie daj lampy błyskowej zrobi nam na twarzy efekt mąki wymieszanej z brokatem. Wystarczy go naprawdę niewielka ilość. No i te strasznie duże dziury w opakowaniu, przez który puder strasznie się pyli i jest wszędzie. No ale ogólnie jestem z niego bardzo zadowolona i następny jaki chcę zakupić to jego odpowiednik w kamieniu.
Tak więc jak zawsze nie zawiodłam się na tej firmie i serdecznie polecam 😄

wtorek, 28 marca 2017

Olejek Magic Rose i Różany Tonik od Evree

Któż nie natknął się w sieci na kilka słów na temat różanych cudów od Evree? No, ja osobiście nie znam takiej osoby.
I dlatego postanowiłam przetestować na sobie te dwa kosmetyki i nie żałuję tej decyzji.

Zapach kosmetyków jest obłędny, piękny różany ale spokojnie, dla tych którzy nie przepadają za zapachem róż, szybko wyparowuje. Tonik ma intensywniejszy zapach niż olejek.
No ale napisze Wam po kilka słów o każdym kosmetyku.
Tonik w konkretnej plastikowej buteleczce z psikadełkiem o pojemności 200 ml. Jest mega wydajny, używam go 2-3 razy dziennie a zużyłam w ciągu 3 tygodni tyle co nic. Rano przed nałożeniem kremu, wieczorem po demakijażu a przed kremem na noc i utrwalam nim makijaż. Tonik jest lekki, nie jest lepki, ładnie wchłania się w skórę, świetnie ją odświeżając. Psikam sobie 4-5 razy i wklepuję go delikatnie w twarz rano i wieczorem. Nawet producent nie zaleca aplikacji toniku przez wacik, bo traci większość swoich właściwości.
Co do wyciszania zaczerwień jest trochę lepiej z moimi policzkami, ale nie wiem do końca czyja to zasługa, bo obecnie używam kilku kosmetyków które mają mi pomóc się pozbyć "pućków".
Jednak zauważyłam, że skóra szczególnie po demakijażu nie jest taka "tępa" i szorstka, a delikatna i gładka. Dużo świeższa.
Na makijaż wystarczą mi 2-3 psiknięcia i elegancko trzyma się cały dzień, nadaje make upowi naturalne wykończenie i ładnie go stapia.
Olejek za to, to jest coś czego nie umiem chyba opisać...cud, miód i orzeszki po prostu 😀
Szklana buteleczka z szklaną pipetką w nakrętce o pojemności 30 ml skrywa w sobie, coś czego szukałam długo.
Konsystencja przypomina trochę suchy olejek, jest lekka i płynna, pozostawia tłustą powłokę na skórze, ale nie na długo. Po 5 minutach nie ma po nim śladu na buzi, a jak wiecie mam dość tłustą skórę.
Ja osobiście używam go tylko wieczorem, rano jak wiem że spędzam dzień w domu i się nie maluję. Lubię go szczególnie używać jako serum, kilka kropel i wmasowuję w twarz. jest to całkiem przyjemne i relaksujące. Na opakowaniu mamy podany przykład masowania twarzy, jednak ja opracowałam własną metodę na bazie tego o wyniosłam ze szkoły z zajęć o masażu twarzy.
Magic Rose ma kilka zastosowań, proponowanych przez producenta, ja korzystam z wyżej wymienionego masażu jak i dodaję czasami do kremu na dzień. Wtedy krem staję się bardziej "treściwy" wchłania się troszkę dłużej ale efekt jest rewelacyjny.
Skóra po dłuższym stosowaniu tego kosmetyku staję znacznie gładsza, miła i przyjemna w dotyku. W przypadku mojej skóry z tendencją do dużego wydzielania sebum w strefie T, znacznie się ono zmniejszyło, co bardzo mnie cieszy. I myślę że właśnie olejek miał dużo do czynienia w zmniejszeniu moich czerwonych policzków.
Przy stosowaniu olejku, dodatkowa kropelka, pod oczy zauważyłam znaczne zmniejszenie się zmarszczek i tzw worków pod oczami.
No i chyba najważniejszym plusem olejku jest jego piękny, delikatny różany zapach. Tak jak w przypadku toniku, szybko znika ale te chwilę gdy pod nosem czuję bukiet róż są piękne.
Cóż więcej mogę Wam powiedzieć na temat tych kosmetyków??? Chyba tylko tyle, że zachęcam Was do wypróbowania ich na własnej skórze. Ja osobiście jestem w nich zakochana😍😍😍

wtorek, 21 marca 2017

Lip Barrier i Metaliczny eyeliner 16 z Golden Rose

Pamiętacie post o metalicznych eyelinerach od Golden Rose?
Wpadając do ich sklepu po konturówkę do ust, porwałam jeszcze kolejny eyeliner 😎
No i tak oto własnie mam numerek 16.

Jego kolor to coś między srebrem a stalą. Czyli coś w sam raz dla mnie. jeżeli zależy nam na delikatnym rozświetleniu makijażu to wystarczy jedna warstwa, jeżeli jednak chcemy dodać pazura to polecam nałożyć dwie warstwy. Według mnie ten kolorek idealnie nada się także do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka. Nie mogłam się powstrzymać i na następny dzień już go testowałam w połączeniu z zwykłym czarnym eyelinerem. Ale oczywiście w całym moim nie ogarnięciu nie zrobiłam Wam zdjęcia... 😓 Jednak zapraszam Was to obserwowania mojego Instagrama, tam na pewno nie raz się pojawi jakiś makijaż z jego wykorzystaniem.
Numer 16 nie różni się niczym od poprzednich eyelinerów więc polecam serdecznie.

 Konturówka natomiast jest bezbarwna, transparentna...a co? Fajna, wygodna rzecz tym bardziej jak ma się całą masę pomadek w różnych odcieniach. No i teraz dobierz człowieku do każdej odpowiednią konturówkę, miejsca by mi zbrakło w toaletce 😛
Idealnie zabezpiecza nasze wargi, 
tworząc niewidoczną barierę, która zapobiega rozmywaniu szminki, oraz ułatwia jej dokładną aplikację bez wyjeżdżania poza kontur ust.
Najważniejsze jest dla mnie to, że kredka nie zmienia koloru szminki, bo na początku miałam obawy że będzie rozjaśniać/wybielać kolor szminki. Konturówka jest mięciutka i nakłada się praktycznie sama, sunie po ustach. Nie wysusza ust, i jest bez zapachu a to bardzo duży plus. Zapewne często będę po nią sięgać. 

wtorek, 14 marca 2017

Płyn do demakijażu Cien z Lidla.

Dziś mam dla Was kilka słów o czymś, co większość z Was na pewno mijała nie raz na półkach w Lidlu. W ich sklepach można znaleźć całą masę kosmetyków firmy Cien. Kilka razy miałam do czynienia z ich kremami do rąk, czy płynami do kąpieli i zawsze byłam bardzo zadowolona że za tak niską cenę sprawdzały się rewelacyjnie.
Jakiś czas temu oglądałam filmik Red Lipstick Monster i Panny Joanny na temat tanich kosmetyków. I tam właśnie dziewczyny testowały płyn do demakijażu Cien, poza tym wiele razy już widziałam info w sieci na jego temat, więc się skusiłam. A i tak musiałabym kupić coś do demakijażu i tak.
Tak więc zapłaciłam za niego całe 3,99 zł (na promocji).
W tej cenie dostajemy plastikową, solidną buteleczkę z płaską pompką o pojemności 150 ml.

W środku płyn, o konsystencji wody, bezzapachowy, dobrze zmywający makijaż wodoodporny. Nie zawiera żadnych olejów, ani innych dwufazowych specyfików więc nie musimy się bawić w małego alchemika i porządnie wstrząsać przed każdym użyciem. I myślę, że właśnie dlatego przypasuje on większości z Was. Mi osobiście nie przeszkadza to że po demakijażu zostaję mi tłusta powłoka bo i tak i tak domywam twarz wodą, ale wiem że wiele z osób ma z tym problem.
Dzięki swojej wodnistej konsystencji, jest bardzo wydajny bo wystarczy 2-3 razy wcisnąć pompkę i mamy na tyle mokry wacik. żeby elegancko zmyć cały makijaż.
Jak wiecie używam tuszy do rzęs głównie wodoodpornych, tak samo wszelakie kredki itp, no makijaż musi być mur beton, i ten kosmetyk nie ma najmniejszego problemu z jego zmyciem. Namaczam wacik, przykładam do oka na chwilę i ścieram. Zero tarcia, zero podrażnień.
Tak samo rewelacyjnie radzi sobie z matowymi pomadkami, ale.... no właśnie, nie może być samych achów i ochów...płyn, jak dla mnie, ma bardzo nieprzyjemny...smak. No bo logicznym jest, że jak zmywamy usta to czujemy smak. Jest taki jakby gorzko-kwaśny. No nie polecam do picia.
Myślę że jak za tą cenę warto go kupić i przetestować, bo naprawdę działa cuda. Koniecznie dajcie znać czy mieliście z nim do czynienia i jakie są Wasze odczucia. 

poniedziałek, 6 marca 2017

Ziaja krem z mocznikiem 15% czy aby na pewno do stóp?

Jak wiecie, zadbane dłonie to dla mnie bardzo ważna sprawa. Nie tylko pięknie pomalowane paznokcie to sukces. Skóra dłoni potrzebuje specjalnej pielęgnacji jeżeli chcemy, aby długo nie zdradzała naszego wieku, bądź co gorsza nie postarzała nas.
Długo szukałam kremu do rąk, który poradzi sobie z moimi super przesuszonymi skórkami. Wiele słyszałam o moczniku, który potrafi działać cuda. Ale nie mogłam nigdzie znaleźć kremu do rąk z mocznikiem. Aż któregoś dnia zaszłam do sklepu Ziaji i przypadkiem natknęłam się na krem do stóp z 15 % zawartością mocznika.

 Tyle czasu szukałam więc stwierdziłam, że nie szukam dalej i wpakowałam do koszyka krem do stóp. Tym bardziej iż był na promocji więc 8 zł za 100 ml to nie majątek i nawet jak miałabym go zużyć typowo do stóp to i tak zrobiłam interes życia.
Ziaja kuracja ultranawilżająca mocznik 15 %, to krem do bardzo suchych, szorstkich i popękanych stóp. Według zapewnień producenta ma intensywnie zregenerować skórę, głęboko ją nawilżyć i odczuwalnie zmiękczyć naskórek. Łagodzić dyskomfort powodowany stwardniałą i wysuszoną skórą. Ja iż nie muszę używać kremu do stóp bo nie mam z nimi problemów nie mogę Wam powiedzieć czy faktycznie tak działa na stopy, ale.... Ale wiem że na dłonie jak najbardziej. Mimo tony kremów jakie ładuję na dłonie, skórki mam zawsze suche i twarde. Odkąd stosuję ten krem zauważyłam znaczna poprawę kondycji skórek. Krem nakładam głównie na noc, tuż przed snem. Rozcieram go po całych dłoniach i wmasowuję chwilę w skórki. Pozostawia on uczucie, jak to mówi moja druga połowa, tępych rąk. Fakt uczucie dość śmieszne, ale szybko mija i skóra robi się w dotyku miękka i delikatna. Ten sam efekt jest odczuwalny rano. Dłonie wyglądają świeżo i delikatnie.
U mnie ten krem sprawdził się rewelacyjnie, pozbyłam się efektu "zmęczonych dłoni".

Polecam go głównie tym z Was którzy dużo grzebią w wodzie, bądź innych chemikaliach, lub mają pracę w której Wasze dłonie narażone są na kontakt z substancjami/otoczeniem niezbyt sprzyjającym. Śmiało można w ciągu dnia, też smarować nim dłonie o ile nie przeszkadza Wam efekt "tępych doni" 😉

Tak więc po raz kolejny, widzicie że nie koniecznie trzeba używać kosmetyków według ich zaleceń i świat się od tego nie wali. 

poniedziałek, 27 lutego 2017

Buble kosmetyczne, czyli czego więcej nie kupię.

Cześć i czołem !!!
Postanowiłam napisać dla Was takiego posta i wsadzić w niego wszystkie niewypały jakie trafiły w moje ręce. Zazwyczaj tylko napominałam o nich w poszczególnych postach, ale nie o wszystkim pisałam jak się okazało.
Zapewne nie często będziecie mieli okazję czytać u mnie takie posty, bo zazwyczaj jak chcę coś kupić to przekopuję internet od góry do dołu w poszukiwaniu wszystkich "za" i "przeciw" na temat danego kosmetyku. W przypadku poniższych...cóż...no nie szukałam za dobrze.
No dobra, to zaczynamy !

Termo-spray do prostowania włosów firmy Loton Professional, zapewnia nam ochronę podczas prostowania nawet do 220'C...niestety, ale u mnie nie dał żadnej ochrony. Fakt, włosy bardzo ładnie i długo po nim pachną ale nic poza tym. Po kilku godzinach włosy są tłuste i oklapnięte mimo iż sam produkt ma raczej wodną konsystencję niż oleistą. Do tego strasznie dużo się go aplikuje i włosy są po prostu mokre. Na szczęście nie kosztował dużo bo coś koło 10 zł w Rossmannie.
Następnym kosmetykiem na którym się bardzo zawiodłam jest żel pod oczy korygujący cienie od ZIAJI. Jest to chyba jedyny ich produkt z którego nie jestem zadowolona. Nie ma żadnych efektów rozjaśnienia, jedynie skóra pod oczami jest fajnie nawilżona. Kilka razy zdarzyło mi się, że żel tak mnie piekł że musiałam go od razu zmyć bo myślałam że mi oczy wypłyną. Trochę szkoda, bo myślałam że to będzie "to" jeżeli chodzi walkę z moimi cieniami pod oczami.
 Baza pod makijaż z INGRID COSMETICS to już w ogóle jest tragedia jak dla mnie. Powinna zapewnić długotrwały makijaż i mocne zmatowienie. I tu trzeba przyznać że ładnie matowi cerę, ale strasznie ją przesusza i robi coś strasznego z podkładami.Wszystkie mi się na niej rolują, sprawiają wrażenie tzw ciastka. No coś okropnego. Próbowałam z różnymi odstępami czasu w nałożeniu bazy a podkładu ale zawsze efekt był ten sam 😩
No i na samym końcu dwa produkty tej samej firmy.
Korektor Match Perfection od Rimmela, kupiłam na promocji jakieś bo dużo dziewczyn się nim zachwycało to pomyślałam sobie "spróbuję" i to był błąd. Korektor nie kryje, ciemnieje, i zbiera mi się w zmarszczkach pod oczami. I w ogóle to ten pędzelek, który jest aplikatorem jest strasznie szorstki.
Żelowy eyeliner tej samej firmy to...no nie mam słów żeby go opisać. W skrócie mówiąc zasechł w bardzo szybkim czasie i nie da się z nim nic już zrobić. Co do trwałości też mam kilka zastrzeżeń... Cóż, więcej po niego nie sięgnę.

I tak by wyglądał spis moich pomyłek kosmetycznych, ale jak to się mówi "człowiek uczy się całe życie" więc teraz wiem po co więcej nie sięgać.

czwartek, 23 lutego 2017

Avon, Advance Techniques, Serum na zniszczone końcówki

Hej !!!!
Dziś postanowiłam napisać dla Was kilka słów o kosmetyku do włosów.
Często używam prostownicy, rzadziej suszarki, i moje końcówki są trochę zmasakrowane. Używam sprayu chroniącego przed ciepłem, ale niestety nie daje on rezultatu. Ale o tym w innym poście, pewnie będzie coś o bublach.
Mimo iż jakoś nie przepadam za preparatami do pielęgnacji z AVONU tak serum z serii Advane Techniues sprawdza się u mnie świetnie.

 Na te serum natknęłam się jakiś czas temu, potem jak wykończyłam buteleczkę to nie miałam jak go zakupić na nowo. Ale ostatnio się okazało, że ciocia mojego faceta jest konsultantką to skusiłam się znów na niego. I nie żałuję.
Nakładam go na delikatnie podsuszone włosy i dosycha sobie z nimi do końca sam. Przez co włosy są miękkie i przyjemne w dotyku, nie ma uczucia tej suchości i kruchości. A po prostowaniu też lubię delikatnie włosy natrzeć tym olejkiem. Wtedy efekt prostowania utrzymuję się dłużej i włosy są takie jakby lekkie. Do tego wszystkiego uwielbiam jego delikatny, ale świeży zapach który bardzo długo utrzymuje się na włosach.
I najważniejszą kwestią jest dla mnie to, że serum nie przetłuszcza włosów. Mimo iż produkt ma bardzo oleistą konsystencję, nawet na rękach nie czuć uczucia tłustości.Z natury czupryna mi się bardzo szybko przetłuszcza i zazwyczaj właśnie tego typu preparaty sprawiały, że po kilku godzinach nadawałam się do wsadzenia głowy pod kurek, bo wyglądałam jakby mi kto wiadro oleju na głowę wylał. Tak więc jest to dla mnie bardzo duży plus. Za kolejny plus uważam także dobrą wydajność produktu. Mam go od stycznia, używam praktycznie co drugi dzień (a i jeszcze mój facet podbierze trochę do swoich włosów) 2 "pompniecia" a jeszcze ponad połowa opakowania została.

W szklanej buteleczce z pompką mamy 30 ml olejku, który regularnie kosztuje około 20 zł, ale często bywa na promocjach i ja właśnie z niej skorzystałam i zapłaciłam 8,99 😁 więc myślę, że tragedii cenowej nie ma.
Czyli podsumowując, polecam bardzo ten produkt i sama na pewno zakupię jeszcze nie jedno opakowanie 😉

niedziela, 19 lutego 2017

Nowe zabawki od NYX'a

Wiecie co...? To się nazywa uzależnienie... Znowu byłam w NYX'ie 😁
Kupiłam 2 pomadki i to nie płynne i nie ciemne i jeden cień a w sumie to wkład. I też jest jasny !!!

A do tego wszystkiego, z racji iż zrobiłam zakupy za ponad 50 zł dostałam super boski i słodziutki, różowiutki puszek 😍😍😍
No dobra, przyznam się...poszłam ze względu na ten puszek...
Ale czas już na przybliżenie Wam moich nowych zabawek.
Tak więc cień z serii PRISMATIC PRO SHADOW REFILLS o numerze PSS020 Glass Slipper.

Jest to metaliczny cień w kolorze zimnej, bladej mięty. Opalizujący delikatnie na złoto. Rewelacyjnie zda egzamin w wewnetrznym kąciku oka, ale ja też widzę dla niego zastosowanie w połączeniu z zielonym metalicznym eyelinerem z GR. Ogólnie cień ma bardzo taką jakby elikatnie kremową konsystencję, nie jest suchy ani nie osypuje się. Ładnie się blenduje i ma dobrą pigmentację. Im więcej go nałożymy, tym bardziej zielony odcień otrzymamy.
Jest to dla mnie duży plus, bo lubię cienie którymi można się bawić żeby uzyskać odpowiednio chciany efekt.
Teraz czas na nowowść w mojej toaletce, czyli jasne, delikatnie perłowe pomadki.
W sztyfcie.
EXTRA CREAMY ROUND LIPSTICK w kolorze 592 zwaną inaczej Baby Pink i 601 Castle. To kremowe pomadki, które bardzo łatwo i przyjemnie się rozprowadza na ustach. Według zapewnień producentów ich zmiękczajaca formuła przepełniona minerałami nada naszym ustom intensywnego koloru, o aksamitnej teksturze która długo się utrzymuje i jest odporna na ścieranie. Fakt szminki są trwałe, jednak u mnie wszystkie sztyftowe szminki trzymają się zdecydowanie krócej niż te płynne. Jenak te 3-4 h spokojnie można się cieszyć pięknymi ustami.
Baby Pink to typ mroźnego różu, delikatnie perłowa. Na ustach sprawia wrażenie jakby były oszronione. I to mi się w niej podoba najbardziej chyba. Zakochałam się w tym kolorze odrazu jak muzgnęłam sobie nią na ręce. Jak to możliwe, że wcześniej jej nie zauważyłam....????
Castle to zdecydowanie perłowy, delikatny fiolet. Nie posiada dużych drobinek, tylko daję efekt perły na ustach. Dlatego się na nią zdecydowałam, a także, że długo szukałam fioletowej szminki na codzień. Niestety zazwyczaj okazuje się że są za ciemne albo neonowe.
No i puszek mój kochany.
 Jest puchaty, porządnie wykonany i ma świetny kolor. Zastanawiam się tylko gdzie go doczepić...? Narazie wisi przy lusterku na toaletce 😛
Tak bardzo cieszyłam się, że otwarli mi stacjonarnie sklep NYX'a, ale teraz zaczynam sie obawiać że zbankrutuję przez nich 😏