Mam trzy różne, nie kupuję na razie więcej bo
te co mam, są dość wydajne i spełniają swaoja rolę
rewelacyjnie. A taki kosmetyk tez nie może leżeć w nieskończoność
bo ma swoją datę ważności.
Tak więc pierwszy o którym Was opowiem jest puder bambusowy od Paese.
Jest bardzo drobny i miałki, taki jak mąka kartoflana. Przez co na twazy robi wrażenie aksamitu. Puder wzbogacony został luksusowym jedwabiem w proszku, który ma właściwości nawilżające oraz nadaje cerze delikatny blask, zmiękczając rysy skóry oraz zmniejszając widoczność zmarszczek. Ładnie matuje buzie, i użyty z Revlonem i bazą z smashboxa trzyma pięknie do 7-8h. Do tego ma delikatny, właśnie idealnie pudrowy zapach – ja go kocham a mojej siostrze np. przeszkadza ten zapach. Ma świetne duże opakowanie ( 8 g ) z fajnym patentem na przekręcanie jakby denka, przez co można sobie wysypago ile się chcę, a nie jak w innych wysypuje się ciągle jak się odklei naklejkę. Nakładam go i pedzlem i puszkiem i zawsze efekt jest bombowy.
Jedyne na co trzeba uważać to, jego nadmierna pylność (?) niewiem jak to określić. Poprostu przez to, że jest taki miałki bardzo unosi się w powietrzu, i można się nim zaciągnąć przypadkiem i atak psikania gwarantowany ;)
Jak dla mnie jest super i zawsze mam go w kosmetyczce przy sobie. Używam go prsktycznie codziennie, mam od jakiegoś pół roku i nie zużyłam nawet 1/3 opakowania :D
Jego cena to 45 zł, myślę że całkiem spoko jak na wielkość i jakość.
Moim drugim pudrem transaprentnym jest Translucent Loose Powder od KOBO. Tak w sumie to jest mój pierwszy transparentny puder jaki nabyłam. I zakochałam się w jego zapachu od razu.
Puder matuję trochę słabiej niż bambusowy z Paese, ale i tak te 4-5 h daje radę.
Jest trochę bardziej jak mąka w konsystencji, i ma delikatnie żółty kolor, ale na twarzy na początku jest mega biały i po chwili się stapia ładnie.
Opakowanie jest mniejsze, wielkościowo, ale pojemnościowo taki sam tez 8 g. Niestety w nim właśnie jest ten patent z naklejką na dziurkach. Ja mam tylko połowe odklejoną a i tak często wysypuje mi się za dużo. Dlatego staram się go nie nosić przy sobie, bo boję się że się wysypię w kosmetyczce i wszystko będzie białe.
Kosztuje
ok 24 zł, ja go kupiłam w Naturze.
Na koniec zostawiłam Sexy Mame od The Balm. Kto wie, ten wie że ta firma robi zajebiste opakowania do swoich kosmetyków i chyba głównie to zachęciło mnie do kupienia tego pudru. Jest on w postaci kamiennej, nie sypkiej jak poprzednie. Opakowanie jest idealne do torebki, malutkie, zgrabniutkie i lusterkiem. Dość sztywna tekturka z magnesikami zapewnia bezpieczeństwo, że się nie otworzy.
Puder z rekomendacji producenta jest transparentny, co powinno oznaczać, że nie ma swojego koloru stapia się z naszą skórą nie zmieniając jej odcienia ani odcienia podkładu.
No i tu w tym przypadku nie mogę się zgodzić.
W opakowaniu kolor wygląda na neutralny, ale po nałożeniu na twarz daje jej dziwny różowawy odcień (nie jest to jakas dramatyczna świnka ale jednak nutka porcelanki widoczna). U mnie mimo iż mam chłodny typ urody odpada bo zdecydowanie nie zgrywa się z cerą naczynkową.
Dlatego ja osobiście nie moge go używać z podkładem Revlonu bo wyglądam komicznie. Z Catrice jest ok, gdy np. jest jakaś impreza rodzinna i nie chcę mi się tłumaczyć wszystkim ciotkom dlaczego jestem taka blada ble, ble, ble. W tym zestawieniu daje fajny naturalny kolor. Co do matowienia, to ciężko stwierdzić. Niby coś tam matuje, ale jednak nie tak jakbym chciała. I jest bezwonny. Trochę to dla mnie inne bo lubię jak mi coś pod nosem ładnie pachnie ;) Szczerze mówiąc używam go rzadko, a szkoda bo trochę kosztował. Już raczej nie zdecyduję się na zakup drugiego opakowania. Tym bardziej że dostępny jest albo przez internet albo w Douglasie.
Jego cena wacha się od 80-90 zł zależy gdzie będziemy kupować.
Zastanawiałam się jeszcze nad zakupem pudru ryżowego od Kryolanu, ale ma mieszane opinie więc poczekam aż wykończę te co mam i może wtedy się zdecyduję na przetestowanie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz