sobota, 31 grudnia 2016

Rytułał oczyszczania i pielęgnacji...

Witajcie!
W tym roku będzie to ostatni post, więc chciałabym aby było to coś wyjątkowego. 💗
Oczywistym jest, że podstawą idealnego makijażu jest odpowiednia pielegnacja cery. Z tym niestety dużo, w szczególności młodych dziewczyn ma ogromny problem. Naoglądają się filmików na instagramie czy innych portalach zagranicznych blogerek/vlogerek czy innych gwiazd i na tym się wzorują. I to jest dla mnie przykra rzecz, bo potem widzę na ulicy 13-15 latki z toną typowej tapety na twarzy i wyglądające na starsze odemnie, tylko dlatego że maja taki trądzik czy inne ustrojstwo bo nie dbają o buzię i zakrywają to makijażem. Można zmyć make up przy pomocy olejów i innych wydziwów ale OBOWIĄZKOWO twarz należy umyć potem wodą z mydłem, tonikiem czy co kto stosuje... Sam olej kokosowy, płyn micelarny i krem nie dadzą rady (a tak, to jest teraz hit demakijażowy)

Tak więc przedstawię Wam krok po kroku jak to u mnie wygląda... Może ktoś skorzysta... I uwaga nie jest to post reklamujący Ziaje, ale te kosmetyki sprawdzają się u mnie najlepiej. 
Tak więc demakijaż zaczynam od zmycia oczu. Z racji iż używam głównie kosmetyków wododpornych to, do potrzebuje czegoś tłustego co sobie dobrze z tym poradzi. I do takich zadań mam olejek z Evree i płyn dwufazowy z Ziaji. Nalewam odrobinę na płatek, przykładam do oka na chwilę i ścieram. Wszystko ładnie schodzi, nic nie zostaje i nie trzeba szorować. Jeżeli jednak mam tylko wytłuszowane rzesy to używam płynu dwufazowego albo mleczka, zależy co mi wpadnie w rękę. Makijaż twarzy, czyli podkład i spółkę zmywam właśnie mleczkiem z Ziajii z ogórkiem. Albo wmasowuję w twarz dłońmi i ścieram, albo również na płatek aplikuje mleczko i przecieram twarz. Na koniec całą twarz wycieram płatkiem nasączonympłynem micelarnym. U mnie najlepiej sprawdza się ten w niebieskiej butelce Ziaji a serii ULGA.
Następnie...uwaga, uwaga...teraz możecie mnie zlinczować bo używam mydła... Myję twarz przy użyciu mydła BAMBINO(tego dla dzieci), potem używam najlepszej rzeczy pod słońcem, czyli pasty peelingującej z serii Liście manuka.
Porządnie wymywa resztki kosmetyków kolorowych, pomaga pozbyć się nadmiaru sebum i wygładza buzię. Do tego przy mojej cerze mieszanej/tłustej ładnie ją matuje, nie przesuszając jej. 
Następnym krokiem jest nałożenie żelu normalizującego, aczkolwiek nie zawsze wykonuję ten krok. Zazwyczaj wtedy kiedy mam jakiś nieprzyjaciół na twarzy, miejsca te są mocno naruszone przez użcie pasty peelingującej, wtedy używam tego żelu żeby wyciszyć trochę tą podrażnioną twarz. Mam nadzieję, że oczywistym dla Was jest fakt, że pastę i żel zmywamy letnią wodą, nie kładziemy jednego na drugie!!!
Całą twarz dokładnie oszuszam, i jak jest potrzeba to używam toniku w sprayu (również z serii manuka) aby zwęzić pory.
Na noc używam kremu z zieloną herbatą firmy Rossmannowej RIVAL DE LOOP. Ma fajną konsystencję takiego żelu w którym są zatopione kropelki z kremu. Dwie takie właśnie kropelki zawsze wydobywam i starczają na całą twarz. Delikatnie wklepuję i jestem gotowa do spania. 💤
Krem sprawia, że skóra rano jest świeża i gładka, nie jest sina ani tłusta, nawet moje mega sińce delikatnie znikają.
Poranna pielęgnacja składa się z użycia mydła, pasty, i kremu. Naprzemiennie używam kremu z serii Manuka, albo z Lirene DERMOPROGRAM BIO Nawilżenie. Oba kremy rewelacyjnie nawilżają, ale też super matują twarz, przygotowując ją do makijażu. Krem Lirene ma konsystencje musu z małymi drobinkami i jest super wydajny. Na pewno kupię go ponownie.
I tak właśnie mniejwięcej wygląda moję dbanie o twarz. Bo co mi da super makijaż, jak pod nim bedzie pobojowisko??? 😕
Tak więc dziewczyny proszę Was, nie wierzcie w te bajki że woda nie jest Wam potrzebna do odpowiedniego oczyszczenia twarzy. Te wszystkie gwiazdki w sieci stać na to, żeby raz w tygodniu lecieć do kosmetyczki na serię zabiegów oczyszczających... No chyba że Was też, to...nie zazdroszczę Wam bo ja jednak barzdo lubię mój "rytułał" i jestem zadowolona z jego efektów.

I tego Wam wszystkim i sobie życzę w nadchodzącym Nowym Roku, oby nasze twarzy były nieskazitelne i żebyśmy pamietały o odpowiedniej pielęgnacji, oraz udanej, szampańskiej zabawy i wszystkiego czego zapragniecie! 🎆🎇

Ps. I pamiętajcie o zmyciu make upu po imprezie 😜




 


wtorek, 27 grudnia 2016

Święta, święta i po...

Witam Was w poświątecznym poście, w którym pokaże Wam kilka moich prezentów jakie dostałam. Nie wszystkie znalazłam pod choinką, bo większość z nich były już w moim posiadaniu odpoczątku grudnia.
Wasze święta też tak szybko zleciały? U mnie to chyba brak śniegu przyczynił się do tego, że ani trochę nie czułam tej całej świątecznej zawieruchy i szczerze to przeleciały mi te 3 dni jak zwykły weekend...😕
Ale nie ma co rozpaczać i zobaczmy co tam mam dla Was:
Zaczniemy od palety magnetycznej GlamBox z Glamshop.pl. Mieści ona do 32 cieni do powiek w standardowym rozmiarze. Fajna rzecz, bo często jest tak że w gotowych paletkach znajdują się cienie których kompletnie nie używamy. A tu możemy sobie wrzucić takie cienie które nam odpowiadają, z różnych firm, w każdym kolorze i rozmiarze. Tak samo pudry, rozświetlaccze, róże itp. Fajna rzecz na wyjazd. Zamiast brać milion paletek, bierzemy jedną i w drogę. Moja jeszcze trochę pustawa ale niebawem się to zmieni.


Skoro juz mowa o paletce to nie może zabraknąć chociaż kilku cieni do niej.
Tak więc odwiedziłam NYX'a i zakupiłam 3 cienie. Fioletowy wkład do paletki (KAMA SUTRA HSS11) i różowy (WILD ORCHID HSS05)

oraz jeden pełny pomarańczowo-ceglany (LOL HS75) który miał byc także wkładem, ale nie udało się go wyciągnąć z pudełeczka.
Kolorki są ładnie napigmentowane, trwałe i świetnie się blendują. Minimalnie się osypują ale nie uważam tego za minus. Na chwilę obecną mam za soba makijaż z wykorzystaniem właśnie tego ceglastego koloru i jestem mega zadowolona.
Kolejną rzeczą jest wszystkim znana pomadka z Golden Rose z nowej serii płynnych pomadek LONGSTAY w lokorze 15. Piękny, głęboki kolor ciemnej wiśni, Jak tylko ukazało się info o nowej serii, zakochałam się w tym kolorze i MUSIAŁAM ją mieć. Trwała, nie wysuszająca ust, jak już się ściera to równomiernie. Zdecydowanie polecam!!


Weszłam w posiadanie także kredki do oczu od KIKO MILANO z serii Eyeliner and kajal o numerze 04.  Fajna kredeczka, automatyczna w kolorze "długopisowym"  czyli klasyczny, niebieski głęboki kolor. Mięciutka, ładnie się rozciera ale średnio trwała. Kupiłam ja za jakieś 8 zł, chyba dlatego że wycofali je z stałej sprzedaży. Szkoda bo miały ciekawe kolory. I mimo, że z tą trwałością to tak średnio mogły by byćfajnym dodatkiem do makijażu

.
Typowo pod choinką znalazłam 2 kosmetyki z AVONU. Z tą firmą mam różne doświadczenia i nie umiem wyrobić sobie zdania o kosmetykach kolorowych tej firmy. Mam jedne cienie do powiek od nich i jestem z nich zadowolona, pomadki np jak dla mnie mają tragiTym razem dostalam tłusz do rzęs i kredkę.


Tłusz BIG FALSE LASH niestety nie dla mnie, mimo iż świetnie pogrubia i wydłuża rzęsy, oraz jest bardzo trwały i wododporny. Niestety u mnie te klasyczne "włochate" szczoteczki nie rozczesują rzęs tak jak powinny a jestem bardzo przewrażliwiona na tym punkcie. Bo nie ma nic gorszego jak idealny makijaż i posklejane rzęsy! Ale myśle, że i tak go zużyję tylko bedę go nakładać szczoteczką z mojego ulubionego, różowego Golden Rose. A że akurat się kończy i tak musiałabym kupc nowy...To wyczyszczę tylko szczoteczkę.
No a co do kredki AVON TRUE COLOUR nie mam żadnych zastrzeżeń. Głęboka czerń, automatyczna, mięciutka, łatwo się rozciera, i trwała. Jednymsłwem nic dodać, nic ująć. I tak to u mnie właśnie jest z tym AVONEM.


No i oczywiście mój najlepszy prezent, czyli frezarka JD700 o której możecie poczytać w poprzednim poście.💓

Jak widać trochę znowu zabawek doszło do mojej kolekcji, i mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z wszystkiego.


poniedziałek, 19 grudnia 2016

JD 700 idealnym prezentem świątecznym :D

Tym razem będę się chwalić...
Post nie będzie zbyt długi ale... 😛
Dziękuje z całego serca temu, kto udomowił narzędzie stomatoligiczne !!! 😁
Tak więc na święta dostałam długo wyczekiwaną frezarkę do paznokci JD 700 :) Do tego dokupiłam sobie komplet frezów do skórek i już nie muszę się męczyć z płynami, cążkami i nieraz rzezią jaką sobie zrobię, bo coś źle ciachne 😥
Tak więc poszliśmy z Gwiazdorem mym do sklepu i zakupiliśmy 😃 Całą drogę do domu męczyłam Go żeby dał mi ją już, teraz a nie 24 bo chciałam ją już testować, bawić się i ogólnie miałam mani do wymiany...więc co ja się będę męczyć z pilnikami,acetonami i całą resztą??? Prawda..no powiedzcie że mam rację !
Tak więc, tak długo marudziłam aż dostałam 😃 i tu zrodził się problem bo frezy które są w zestawię raczej należą do tych średniej jakości. Więc nastepnego dnia pobiegłam i zakupiłam frezy do skórek, takie już sprawdzone...
I zasiadłam...
Frezarka zapakowana w biały kartonik, w środku karta gwarancyjna z paragonem, pedał, rączka, komplet frezów i kapturków, oraz silikonowa podstawka pod rączkę. Ja wybrałam kolor czarny JD 700.
Dodatkowe freziki są zapakowane każdy osobno.

Ogólnie frezareczka jest bardzo prosta w obsłudzę. Na głównym panelu mamy suwak do regulacji predkości obrotów (500 – 30.000 obr/min), przycisk do wyboru obrotów prawych/lewych frezu i przycisk do wyboru obsługi nożnej (pedałem) bądź ręcznej.
Frezy łatwo się wymienia dzięki funkcji TWIST-LOCK. Wystarczy przekręcić czarną część rączki, wsadzić frezik i zamknąć w drugą stronę. Trzyma mocno jak diabli, nic nie wyleci. Na początku obawiałam się, że rączka będzie mocno wibrować i będzie to nie przyjemne w czasie pracy, ale na szczęście praca nią to czysta przyjemność 😃
Tak więc wzięłam frez na który można nałożyć kapturek i postanowiłam działać. Ściagnęłam stary mani, zmieniłam frezy na te do skórek i doznałam szoku! Moje skórki wyglądały nieziemsko. Wiadomo, nie zajęło mi to 15 minut, tylko ponad godzinę, ale wolałam to zrobić na spokojnie niż zrobić sobie krzywdę. Potem malowanie i gotowe 😆 Ani razu nie miałam w ręku cążek co bardzo mnie ucieszyło.
Jeżeli ktoś z Was zastanawia się nad zakupem to polecam z całego serca. Nie jest to mały wydatek, ale warty swej ceny. Frezarka nie grzeję się jak to pisało wiele osób, a na użytek tzw domowy nadaję się idealnie.
Udało mi się nawet namówić mojego Gwiazdora na „zabieg” usuwania skórek frezarką i jest bardzo zadowolony 😁 Wrzucam Wam zdjęcia dla porównania. Niestety nie ma on zbyt ładnych paznokci, ale dopiero we wrześniu udało mu się rzucić brzydki nałóg obgryzania pazurków, więc jeszcze trochę czasu mu zajmie doprowadzenie ich do ładu.

czwartek, 15 grudnia 2016

Catrice HD Liquid Coverage

Muszę się Wam pochwalić !!!
W końcu udało mi się upolować podkład od Catrice hd Liquid Coverage w kolorze...010 :D
Szukałam go dobre 2 miesiące i za każdym razem to samo - „dostawa będzie za 2,3,5 dni, ale niewiem czy on akurat przyjdzie” Zapewne zaraz ktoś stwierdzi, że „mogłaś sobie zamówić przez neta”. Tak, mogłam ale kto wie ten wie, że to też graniczy z cudem, w sensie dostanie go w drogeriach internetowych. A poza tym, i teraz pozwalam Wam się śmiać, ja nie lubię kupować takich rzeczy przez internet... Serio, jakoś nie wierzę listonoszą i kurierom.
Ale żeby nie było tak łatwo i smętnie, ja swojego podkładu nie zakupiłam. On mi spadł jak z nieba. Weszliśmy z moim Lubym do Hebe i pytam się pani, bo widze że na półeczce pełno stoi odcieni 020,030 i 040, czy może nie ostał się w szufladzie jakiś jeden jedyny 010. A Pani mi mówi, że mam chwilkę zaczekać i po chwili podchodzi do nas inna Pani. Młodziutka, uśmiechnęta i mówi że ona go ma i może mi go oddać bo dla niej jest za ciemny i wg nie jest zadowolona... Więc mi się świeczki zapaliły w oczach i mówię, że bardzo chętnie :D Wymieniłyśmy się numerami i umówiłyśmy na następny dzień. Pytam się za ile chce się go pozbyć, a ona mi mówi że za darmo... Oczywiście na następny dzień spotkałyśmy się i dałam jej dużą czekoladę ktrórej też nie chciała przyjąć, ale w końcu wzięła. Wtedy mogłam szczęśliwa wrócić do domu z moim wymarzonym podkładem i nie mogłam się doczekać aż będę mogła go przetestować :)
I tak oto przyszedł dzień sądny i jestem bardzo zadowolona i chyba nawet bardziej go polubię niż All Mate z Catrice.
Podkład zamknięty jest w szklanej, konkretnej buteleczce z grubego szkła i zamknięty nakrętką z pipetą. No powiem Wam, że miałam chwile zastanowienia jak go nałożyć...?

Ale po chwili namysłu, zrobiłam sobie „ospę” na twarzy podkładem, pędzel w dłoń i jedziemy z koksem. Ma on konsystencję bardziej lejącą niż All Mate, ale nie przeszkadza mi to. Ładnie się rozprowadza po twarzy, nie smuga, nie robi plam. Szybko się wchłania i nie robi efektu maski! I pachnie tak samo uroczo jak All Mate <3 Krycie ma bardzo dobre, mocniejsze niż jego poprzednik w mej kosmetyczce, ale troszkę słabsze niż Revlon CS oraz jest od niego lżejszy. Jeżeli ktoś nie posiada sińców pod oczami to nie musi nawet używać korektora pod oczy bo bardzo ładnie maskuje wszystkie niedoskonałości.
No ja niestety bez korektora się nie obejdę. Ale moje czerwone „pućki” ładnie maskuje :D
Utrzymuje się długo, u mnie 8 h i gdyby nie katar, to nie było by potrzeby poprawek. Matuje ładnie, a przypudrowany transparentnym pudrem nie daje efektu tępego matu, ale naturalnego. Co do podkreślania suchych skórek, nie mogę się wypowiedzieć bo mój nos nie należy w teraźniejszym okresie do najlepszego „oceniacza”, ale wydaję mi się że nie ma tragedii w tej kwestii ;) Zobaczymy jak to będzie gdy się podleczę i przestanę biegać z husteczkami. Myślę, że z jego wydajnościa też nie będzie większego problemu, mimo doścrzadkiej konsystencji.
Jednak należy zwrócić uwagę na to, iż duży problem bedą miały z nim osoby o oliwkowym odcieniu skóry. Nie sprawdzałam jak 030 i 040, aledwa pierwsze numerki mają bardzo brzoskwiniowo-różowy odcień. Tak więc uważajcie!! Nie uważam tego za minus, bo mi te odcienie służą no ale nie każdy jest bladym bladziochem jak to mówię.
Na chwilę obecna jestem z niego bardzo zadowolona. Czy kupię następne opakowanie? Myślę że jak najbardziej, 28-30 zł to nie majątek. 

piątek, 9 grudnia 2016

Paletka z MakeUp Revolution MERMAIDS FOREVER. PREZENT ŚWIĄTECZNY :D

Hooo....ohoooo...
Święta coraz bliżej i bliżej... i ostatnio siostra wyciągneła mnie na zakupy i dostałam juz od Niej prezent świąteczny. 
Paletke z MakeUp Revolution MERMAIDS FOREVER.

Istna syrenka !!!
Długo wybierałam w tych paletkach, bo docelowo szukalam takiej która będzie miała ceglane kolory, ale żadna do mnie nie mówiła. Gdy jednak ta wpadła w moje ręce na samym końcu, odrazu zrodziało się między nami uczucie.
Paleta składa się z 32 kolorowych cieni i jest chyba jedną z nielicznych tak bardzo żywych i kolorowych wersji paletek od Makeup Revolution. Wśrodku znajdziemy przepięknetęczowe barwy matowe jak i perłowe. Kolorystyka cieni nawiązuje do głębi oceanu, a ich barwy oddają piękno podwodnego świata syren.
Wiadomo, że tymi cieniami nie da się zrobić makijażu na codzień, ale na pewno można wykorzystać pojedyńczy kolor do zaakcentowania makijażu.
Przy makijażu wieczorowym, można z nią zaszaleć 😊
Dużo czytałam na temat tej paletki i zdania są mocno podzielonew sieci. Jedni są bardzo na tak, inni jej nienawidza. Ja pozostane jednak wśródtych którzy nie mają o niej jeszcze zdania. Fakt trzeba przyznać, że kolorki nie są równo napigmentowane.
Jedne mocniej, drugie słabiej, i trochę się osypują. I jest jeszcze jedna rzecz, którą nie wiem czy można zaliczyć do minusów - paletka ma dziwny zapach. Taki jak farba do malowania pasów drogowycyh (?)  No w każdym bądź razie mam nadzieję, ze szybko zniknie. Nie czuć go przy aplikacji cieni, więc nie ma tragedii. Cienie ładnie się trzymają, długo. i tu chyba właśnie odkryłam pewną zależność, ale nie jestem pewna w 100 %. Połyskujące cienie są bardziej trwałe niż matowe. Jakby miały bardziej kremową konsystencję. Ale nad tym doświadczeniem jeszcze pracuje 😀
Co do opakowania to klasyczne czarne, plastikowe pudełko z dużym lusterkiem w środku. Konkretnie zamkniete ale to dobrze, bo nie muszę się martwić że coś się gdzieś otworzy, ukruszy czy wysypie. Brak pacynki uważam akurat za plus, bo mam ich już tyle i nie wiem co z nimi robić. Do aplikacji cieni wolę używać pędzla.
Ubolewam że pudełeczko nie jest w kolofrze kartonika 💗 takie piekne syrenio niebieskie, połyskujące - no byłby cud i miód.

Ogólnie jestem mega zadowolona z tej paletki i mam już kilka pomysłów na makijaże z jej udziałem ^^ 


niedziela, 4 grudnia 2016

Paletka z NYX'a BUTT NAKED EYES MAKEUP PALETTE

Dziś chciałabym się Wam pochwalić co dostałam od mojej drugiej połówki <3 <3 <3
Paletka z NYX'a BUTT NAKED EYES MAKEUP PALETTE. Jest to paletka składająca się z 15 neutralnych matowych oraz błyszczących cieni do powiek, czterech róży, 2 rozświetlaczy do policzków oraz bronzera definiującego. Idealny zestaw do kreowania naturalnego looku zarówno na dzień, jak i na noc.
Kolory są może i średnio napigmantowane, ale daje to nam możliwość dopasowania intensywności makijażu według własnych potrzeb. Ładnie się blendują i są trwałe. Mimo iż nie jestem zwolenniczką różowych odcieni to środkowy cień do powiek w pierwszym rzędzie skradł moje serce. Tak samo jak ciemny fiolet z różowymi drobinkami znajdujący się w prawym dolnym rogu. Dzięki tej paletce można stworzyć masę świetnych makijaży na każdą okazję.
Róże, które zostały ukryte w dolnej części paletki są podzielone na matowe i perłowe. I obawiam się że te perłowe w moim przypadku zostaną użyte jako cienie do powiek, bo jak wiecie jestem zwolenniczką matowego wykończenia makijażu. Natomiast te matowe są świetne! Ten po prawej, bardziej brzoskwiniowy przypadł mi najbardziej do gustu i najszybciej się skończy coś czuje ;) Bardzo przypomina mi mój obecny róż z Bourjois. Ten bardziej różowy, też jest ciekawy, tak słodki. Idealnie się nada do fajnych zimowych makijaży. Tylko trzeba uważać, bo różem można zrobić plamkę. Są bardzo mocno napigmentowane,ale fajnie się rozcierają.
Rozświetlacze chyba też skończą z zmienionym przeznaczeniem, bo na cienie je wykorzystam. Ale bronzer jest świetny! Bardzo neutralny odcień, będzie pasował dla wielu rozdzaji karnacji. Nie robi plam, fajnie się go stopniuje w zależności od tego jaki chcemy uzyskać efekt.
Całość jest zamknięta w czarnym pudełku, po otwarciu klapki w której jest duże lusterko mamy 15 cieni. W dolnej części nad której otwarciem trochę się męczyłam, trzeba wyciągnąć ją do siebie są produkty do konturowania. Opakowanie jest ładne, ale niestety należy do tych, które zbierają odciski palców. I łatwo się brudzi.

Na początku chciałam inną paletkę, większą. Ale niestety trzeba brać pod uwagę także cenę. Ta o której marzę to koszt 199 zł. Więc na początek muszę się nacieszyć mniejszą wersją. I cieszę się bardzo ! :D Przy tych 15-stu kolorach cieni nie mogę się zdecydować którego użyć, a w dużej wersji jest ich 69 o.O
Takie prezenty to ja mogę dostawać codziennie :) 

piątek, 2 grudnia 2016

Idealne oko...czyli dobra baza pod cienie

O istnieniu bazy pod cienie dowiedziałam się dość późno i szczerze mówiąc przypadkiem.
Wcześniej jakoś udawało mi się bez niej żyć i nie było tragedii. Poprostu zawsze moją „bazą” pod cienie był krem z Ziaji z białej herbaty. Zresztą nadal twierdzę, iż jest on najlepszą bazą pod makijaż ogolnie. Ale o tym kiedy indziej.
Tak więc, gdy już dowiedziałam się o bazach, to pogrzebałam w internetach i tak jakoś zachęcona pudrem transparentnym z KOBO, zakupiłam też ich bazę.
Niestety okazała się fajna tylko przez pierwsze 2 tygodnie. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Ale wyczytałam, że wiele osób ma z nią problemy. Na początku miała fajną, taką jakby lekko musowatą konsystencję. Ale po tych 2 tygodniach jakby się zastygła. Nie była trzymana nigdzie na słońcu, ani w ciepłym. Leżała sobie grzecznie, szczelnie zamknięta w kuferku. Pięknie utrzymywała makijaż oka, super podbijając kolor cieni. Z samą kreską też nie było problemu, nie rozmazywała się, ani nie odbijała. A teraz biedna leży w szufladzi i używam jej bardzo rzadko, typowo wtedy kiedy wiem że wychodze na nie dłużej niż 3-4h.
Ogólnie bazę dostajemy w małym czarnym słoiczku, z napisem na nakrętce(który niestety bardzo szybko się starł), o pojemności 6g. Ma bardzo przyjemny zapach, i lekko różowawy kolor, taki świnkowy ;) Jednak na oku staję się bezbarwna.
Jednak więcej jej nie kupię, wykorzystam to co mi zostało.


Zdecydowanie lepsza jest baza w tubce 24 Hour Photo Finish Shadow Primer od Smashboxa. W tubce jest jej 12 ml i ma również konsystencję muso-kremu. Jednak jest dużo bardziej wydajna niż ta z KOBO. W zasadzie nie ma zapachu, a jej kolor również jest delikatnie różowy, ale chyba wszystkie bazy tak mają.
Wystarczy jej naprawdę tyci, żeby pokryć ładnie całe powieki.

Producent piszę następująco „Dodatkową zaletą jest odporność na pot i wilgotność powietrza, tak więc Twoje cienie do powiek przetrwają dosłownie każdą sytuację – od porannej jogi do imprezy po godzinach.” I faktycznie baza rewelacyjnie spisuje się podczas upałów, i w ulewie. Rewelacyjnie również podbija kolory cieni i kresek-nie odbijają się na powiekach.
Jednak jej cena może być dla niektórych trochę powalająca. 12 ml kosztuję około 90 zł.
Ale dzięki wydajności starcza na długo, więc czasami warto zaszaleć :)

środa, 30 listopada 2016

Tęczowe rękawiczki na szydełku.

Ostatnie 3 tygodnie spędziałam na końcu świata, stawiając na nogi swój nieźle spaprany kręgosłup. Odcięta od świata z powodu braku internetu i zasięgu telefonicznego (jak się okazało w XXI wieku są jeszcze miejsca na świecie gdzie zasięg telefoniczny i internetowy jest na poziomie 15 lat temu) wolny czas spędzałam na szydełkowaniu. Współlokatorka z którą dzieliłam pokój, okazała się sympatyczną, młodą kobietą, pełną szalonych pomysłów, a że przy okazji wtrakcie trwania turnusu obchodziła urodziny postanowiłam ją obdarować małym upominkiem :)
Z racji że zima już na dobre zawitała do nas, szkoda tylko że bez śniegu, bo tych kilku godzin padania śniegu to ja nie uznaję, i ów Współlokatorka jest równie zmarzluchem jak ja – padło na rękawiczki. A że żyjemy w erze smartfonów, to są bez kciuka, coby łatwiej jej było pisać do mnie wiadomości i odbierało telefony odemnie :P
I tak powstały tęczowe mitenki z kapturkiem. Trochę hipsterskie, ale ma hipsterską czapkę to rękawiczki są do kompletu :)
Zrobilam je z włóczki akrylowej firmy NAKO na szydełku 3,5 mm. Jako jedyne z zrobionych przezemnie rękawiczek mają ściągacz, reszta przerobiona półsłupkami. Czapeczki zrobione zostały osobno i doszyte na sam koniec. Guziczek co prawda jest prowizorką, i poleciłam jej żeby po powrocie do domu znalazła dwa fajne guziczki i wymieniła na normalne.
Na początku bałam się, że ten akryl może nie grzać zabardzo w ręce ale zostały przetestowane na spacerze w bardzo chłodny dzień i grzeją.
Czyli jednym słowem dziewczyna zadowolona i ja również, bo fajnie obdarować kogoś czymś ręcznie zrobionym i widzieć że ktoś to docenia :)
W drodze kolejne rękawiczki, tak więc wypatrujcie :D 

czwartek, 24 listopada 2016

Korektor pod oczy, czyli walka z sińcami.

Od jakiegoś czasu moja największą zmorą stały się sińce pod oczami. I choćbym niewiem ile spała, czego nie nakładała na noc pod oczy i tak rano wyglądam jak panda. Raz mocniej, raz słabiej ale są zawsze... Kiedyś starczał mi krem z ziaji na przebarwienia, nakładany na noc pod oczy, czynił cuda i po grubej imprezie mogłam spać 4 godziny to rano wyglądałam jak po śnie zimowym. A teraz...to już chyba wiek mnie dopadł :P Z początku na walkę z sińcami straczała mi podwójna warstwa podkładu pod ocami, dobrze rozprowadzona, bez widocznych odcięć. Teraz nie ma mowy... Tak więc kupując podkład z Catrice, zakupiłam od razu też korektor w płynie. Długo szukałam w sieci informacji o dobrym korektorze. Ten miał dużó dobrych opini więc się skusiłam.

CATRICE Liquide Camouflage nr 010 Porcelain. Ma delikatny zapach, zresztą chyba większość ich kosmetyków ma przyjemne zapachy. Jest jaśniutki, co może z początku przerażać, ale po chwili utlenia się i idealnie stapia się z skóra, zapewniając bardzo dobre krycie bez efektu częściowo "zamalowanej" twarzy. Jednak przy moich pandzich oczach, czasami muszę nałożyć dwie warstwy, jednak zdarza się to rzadko(konkretna impreza dzień wcześniej). Ma satynowe wykończenie, nie wysusza skóry pod oczami, ani nie włazi w zmarszczki. Aplikuje się go przyjemnie przy pomocy aplikatora, w który jest wyposarzony,potem delikatnie rozprowadzam go pędzelkiem. Okazało się również, że idealnie nadaję się do maskowania niedoskonałości na innych częściach twarzy.
Byłam miło zaskoczona, że za taką cenę udało mi się osiągnąć taki efekt.
(górme muźnięcie - Catrice, na dole Rimmel)


Koszt około 20 zł z 5 ml.
Korzystając z niedawnej promocji w Rossmanie zakupiam korektor rozświetlający z Rimmela MATCH PERFECTION w kolorze 030.

I szczerze powiem Wam, że cieszę się że kupiłam go w promocji. Bo gdybym miała normalnie dać ponad 30 zł za niego, to bym była bardzo zła.
Po pierwsze myślałam, że ten pędzelek w który jest wyposarzony korektor będzie jakoś fajnie ułatwiał aplikację. A tam połowa zostajena nim, zasycha i przy następnym użyciu muszę najpierw wyczyścić pędzel żeby oka nie wykłóć. Po drugie...korektor rozjaśniający...ROZJAŚNIAJĄCY...eee...no nie, na pewno nie jest rozjasniający. Włazi w zmarszczki przez co jeszcze bardziej je podreśla. I kolor zmienia na jakiś taki...mandarynkowy. Mimo iż na pocztku wydaję się być lekko wpadająca w róż. No cóż, krycia też nie ma szałowego. O! Wiecie kiedy zdaje rezultat? Przy makijażu z Revlonem. Tak wtedy jest ok.
Nie kupię go ponownie, na pewno.
Cena to ok 30-32 zł za 7 ml.


Na koniec mam coś, za co do dziś dnia nie wiem jak się zabrać.
Magic Corrector Mix z KOBO. Jest to paletka 4 korektórów o bardzo gęstej, zbitej i tępej konsystencji. Po długiej walce z nimi znalazłam sposób na ułatwienie sobie pracy, natomiast należy go rozgrzać w dłoniach, czy przy pomocy suszarki (jak mamy czas). Tylko z tą suszarką to tak ostrożnie, żeby nie zmienić jego kosystencji z stałej w płynną :P
Korektor składa się z 4 kolorów :
Biały - pokrycie niewielkich niedoskonałości cery, korekta rysów twarzy.
Zielony - na pękające naczyńka i czerwone zmiany skórne.
Różowy - dla szarej, zmęczonej cery, naniesiony na łuk brwiowy i skronie rozjaśni spojrzenie i usunie oznaki zmęczenia.
Fioletowy -
Zamaskuje ciemne plamy i żółte przebarwienia.
Mi osobiście najlepiej się go nakłada palcem, delikatnie wklepując, albo jak mam czas się bawić to małym pędzelkiem. Najczęściej używam białego i zielonego. Różowego nie użyłam ani razu a fioletowy jest w fazie testów, ale średnio zdaje.
Nie mogę powiedzieć, czy jest wart polecenia czy nie, bo nie mam o nim zdania wyronionego. Tak jak wiele osób o nim pisze, trzeba nauczyć się z nim pracować.
Cena regularna to ok 20 zł czyli nie majątek jak za 4 korektory.

Szukam jakiś nowości do testowania ale nie mogę się zdecydować ;)
Polecacie coś ciekawego?

czwartek, 17 listopada 2016

Czym podkreślam policzki, czyli róże i bronzer

Dziś będzie o różach i bronzerach... Bardzo długo podchodziłam sceptycznie do tych kosmetyków, jakoś nie podobały mi się makijaże na Kardashiankę, z mocnym konturowaniem i podkreślaniem policzków... Zresztą gdzie jej naturalny, ciemny kolor skóry i moja bladość? Poza tym ja z natury mam różowe policzki :P Potem przyszła faza na zakrywanie policzków, żeby nie było widać bo tak jest fajnie. Ale teraz stwierdzam, że jak makijaz ma być w miarę naturalny no to muszą być widoczne „pućki”.
I tak właśnie weszłam w posiadanie różów i bronzera. No nie powiem, że znalezienie idealnego odcienia było proste bo albo były za różowe, albo za pomarańczowe, albo co najgorsze tak przepełnione brokatem że grrrrr...

Tak więc jako pierwszy upolowałam róż z KOBO Matte Blusher w kolorze APRICOT nr 201. Jest to matowy róż, który zawiera skrobie kukurydzianą pochłaniająca nadmiar sebum. Faktycznie jest matowy i jak ktoś ma cerę tłustą na policzkach to ładnie ukryję ten mankament. Kolor jest naturalny, delikatnie różowy, może wpadający troszke w koral. Konsystencja tego różu jest bardzo przyjemna, niby prasowany ale mięciutki. Łatwo się go aplikuje, nie robi plam. Często po niego sięgam na co dzień, nawet na krem BB. Największym, moim zdaniem jego plusem, jest to iż jest mega wydajny. Mam go od roku, używam, praktycznie codziennie a nic nie ubywa.
Szkoda tylko, że taki mały wybór kolorów jest tego różu.
Cena to około 15 zł za 4g.


Drugim moim różem jest kultowy i większości znany Bourjois. Ja posiadam akurat numer 74 Rose Ambre. Jest to kolor takiego brudnego, zgaszonego różu, matowy bez drobinek.
Na temat jego zapachu mogłabym pisać godzinami, no kocham po prostu. Typowo pudrowy zapach, delikatny i subtelny a zarazem wyraźny. Moja babcia używała tego różu i za dzieciaka uwielbiałam skradać jej się do toaletki i go wąchać. Mogę to robić cały dzień <3
Róż kupujemy w małym, zgrabnym pudełeczku, w środku mamy lusterko (dla mnie jest za małe) i pędzelek z naturalnego włosia. Jednak u mnie ten pędzelek od razu został wyciągnęty, bo wygodniej mi się go nakłada zwykłym dużym pędzlem do różu. Pudełeczko zamykane jest na magnesik i to taki dość mocny, więc nie trzeba się bać, że się otworzy.
Róż ma zbitą i zwartą konsystencję. Nie kruszy się, nie osypuje i nie pyli podczas nabierania na pędzel. Na skórze trzyma się cały dzień w nienaruszonym stanie, nie ściera się i nie blaknie.
Niektórzy twierdzą, że tym produktem nie da się zrobić plamy. Ja twierdzę inaczej, należy uważać, tym bardziej na początku. Na pewno plusem jest to, że łatwo można stopniować intensywność koloru jaki chcemy uzyskać. Tak samo wielką zaletą jest duża gama kolorystyczna tych produktów, oraz to że są bardzo wydajne.
Jedyny minus to cena... Coś między 50 a 60 zł za 2,5g, stacjonarnie w Rossmannie. Niby w internecie można znaleźć taniej. Myślę że teraz jak już wiem jaki kolor potrzebuje to teżzamówię przez neta, aleten pierwszy wolałam stacjonarnie. Tym bardziej, że akurat była promocja.
Na zdjęciu porównanie obu róży, po lewej Bourjois po prawej KOBO.


Bronzer taki z prawdziwego zdarzenia to mam jeden.
Poudre de Soleil z Sephory w kolorze Caledonia Clair Light 01. Ciężko było mi wybrać odpowiedni puder brązujący, tym bardziej że nie zależało mi na na super mocnym efekcie. Chciałam coś naturalnego, delikatnego. I tu właśnie kolejny raz na dobry pomysł wpadła moja druga połówka.
Byliśmy akurat w galerii i przechodziliśmy obok Sephory. W drzwiach była wielka reklama, że mają promocję na swoje produkty, więc mnie namówił żebym weszła i zobczyła. Z pomocą Pani pracującej w sklepie wybrałam właśnie ten. Byłam miło zaskoczona, bo nie wciskała mi na siłe jakiegos mega ciemnego koloru a tego się bałam właśnie po pracownicach takiego sklepu.
Puder ma fajny zapach, taki delikatnie cukierkowy. Ma „wygrzany” motyw takiego ni to kwiatka, ni to słoneczka i jest matowy. Ten sam motyw pseudo kwiatka jest na opakowaniu, w środku znajduje się lusterko.
Nie pyli się przy nakładaniu, nie robi plam i ładnie się rozprowadza. Tak samo jak przy różu z „burżuja” można fajnie i łatwo stopniować intensywność koloru.
Normalnie kosztuje 55 zł, ja za niego zapłaciłam 40 tak więc jestem zadowolona.
Zastanawiałam się nad kupnem bronzera z The Balm, ale niestety kolory za ciemne i bałam się że z jakością będzie podobnie cieńko jak z purdem transparentnym. A szkoda mi wydać 90 zł na fajne opakownie. Może jak wygram w Totka to zaszaleje ;)



wtorek, 15 listopada 2016

Dobra baza, to idealny makijaż...

Wiadomo, żeby makijaż długo i ładnie się trzymał potrzebna jest baza. Jednak jej dobór nie jest taki łatwy jakby się wydawało. W dodatku nie pomaga w tym zróżnicowanie tego produktu jakie jest dostępne na rynku. Wiadomo jedne są tanie, inne mają ceny z kosmosu. Są bazy silikonowe, kremowe, glicerynowe, żelowe, zastygające i z krzemionką. Każda ma inne zadanie specjalne: przedłużenie trwałości makijażu, zmatowienie twarzy, wyrównanie faktury skóry, rozświetlenie cery, nawilżenie i ukojenie, więc dobrze najpierw wiedzieć czego oczekujemy od bazy. Istnieją też bazy wyrównujące koloryt i zazwyczaj mają dodatkowe zabarwienie. Każde z nich jest przeznaczone do konkretnego problemu skórnego:
  • Zielona – niweluje zaczerwienienia, więc polecana jest osobom o cerze naczyniowej, ze skłonnością do rumienienia się.
  • Różowa – rozświetla, nadaje blasku, ożywia skórę poszarzałą i zmęczoną. Odradzana jest przy cerze naczyniowej, bo potęguje widoczność zaczerwienień.
  • Żółta – tak jak żółty korektor koryguje sińce pod oczami, tak żółta baza nadaje życia cerze o sinym zabarwieniu.
  • Niebieska/fioletowa – idealna dla tzw. „cery palacza” – rozświetla i niweluje żółtawy odcień skóry.
Moja kolekcja składa się z 4 różnych baz, do niedawna było ich 5 ale silikonowa baza wylądowała w koszu bardzo szybko,bo niby to najlepszy rodzaj bazy do mojej cery ale to co robiła z podkładem to jakaś tragedia.

Rimmel, Stay Matte, Primer (Baza matująca pod makijaż 3w1) Co mogę o niej powiedzieć? No niby jest ok, lubie ją na co dzień. Ma fajną kremową formułe, która ładnie wtapia się w skórę. Nie trzeba nakładać na nią podkładu, wtedy mamy ładnie rozjaśnioną twarz, gładką ale niestety nie daje ona upragnionego matu. Nie zapycha porów i to jest najważniejsze. Jednak nie nadaję się ona na mega wielkie wyjścia, chyba że nie mamy wielkich problemów z cerą.


Następną bazą jaką ma to Revlon Photoready Perfecting Primer „to perfekcyjna baza pod makijaż, która jest bardzo lekka i perfekcyjnie wygładza cerę i rozprasza światło. Eliminuje widoczne pory i zagłębienia, pozostawiając skore jedwabiście gładką gotowa do położenia podkładu.” Można stosować ją samą, jeśli wystarczy nam sam efekt wygładzenia, lub z podkładem. To co pisze o niej producent, w sumie sprawdza się w 100 %. Jest bezwonna i zamknięta w szklanym słoiczku z pompką. Ma mleczny kolor, ale tylko w opakowaniu. U mnie osobiście kompletnie nie sprawdza się z podkładem Revlona. Waży się, i wyglada jak maska. Dlatego używam jej np. z Catrice i tam efekt jest super. Cene ma dość wysoką, bo 70 zł ale patrząc na pozostałe kosmetyki tej firmy to wszystkie kosztują podobnie. Fakt jest jej dość sporo bo 30 ml i jest wydajna.


Skin Tone Corrector Primer od KIKO to właśnie zielona baza korygująca zaczerwienienia na twarzy. Ma kremową konsystencję i również jest w butelce z pompką. Jakoś średnio u mnie ukrywa zaczerwienienia, ale zawsze lepiej ją nałożyć i chociaż trochę poskromić policzki i naczynka. Nie ma żadnych właściwości matujących, czy wygładzających więc stosuje ją tylko na policzki. Starczy na długo :P
Jednak tej bazy już nie dostaniecie w tym wydaniu, bo z tego co wiem KIKO wprowadziło nowe bazy, albo raczej nowe opakowania.

Na koniec zostawiłam moją perełkę, w której jestem zakochana.
Smashbox, Photo Finish, Pore Minimizing Primer (Baza do twarzy zmniejszająca pory) to ta fioletowa. W sensie w fioletowym opakowaniu. Kupiłam na początek małą tubkę na przetestowanie. I nie żałuję, teraz zbieram na normalną tubkę. Niestety kosztuję dość sporo 159 zł, trochę daje po kieszeni ale ja twierdzę, że jest tego warta. Jest super wydajna, bezzapachowa. Idealnie wygładza wszystkie niedoskonałości, zmniejsza pory. Ma niewysychającą formułę, pochłaniającą nadmiar sebum przez cały dzień, pozostawiając skórę nieskazitelnie gładką i matową. Tak samo jak baza pod cienie jest odporna na pot i wilgoć, co moim zdaniem jest mega ważne. Ta baza jest idealna, gdy zależy mi na perfekcyjnym makijażu przez cały dzień. Matuje najlepiej ze wszystkich jakie posiadam. Podkłady super się jej trzymają, wystarczy niewielka ilość pudru bambusowego i nie muszę się martwić o to, że po 4 h będę się świecić.

Jak widzicie z bazami nie jest łatwo, grunt to znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. I czasami lepiej wydać trochę więcej pieniędzy, ale nie musieć się co chwilę przeglądać w lusterku :)