Idzie
zima... Zdecydowanie.. Tak więc czas wyciągnąć szydełko, włóczkę
i zabrać się do roboty.
Szydełkować nauczyłam się przypadkiem. W sumie początki mojego szydełkowania sięgają początków z bransoletkami z sznura szydełkowo koralikowego. Tam załapałam początki i podstawy. Potem było trzeba to przełożyć na sam sznurek bez koralików, i aby wychodziło na płasko a nie na okrągło. Ale miałam wsparcie i pomoc pod ręka praktycznie. Do tego, nie można zapominać o internecie. W nim jest wszystko :D Tak więc metodą prób i błędów nauczyłam się.
Na swoim koncie mam kilka maskotek, takich bardziej breloczków, 3 kominy (tak, mam rodzinę zmarzluchów), jakieś podstawki pod kubki, chustę-która w zasadzie nie jest skończona, bo nigdzie nie mogę znaleźć włóczki. I teraz pora na rekawiczki. Moje wszystkie zmarły śmiercią naturalną, lub zostaly pożarte przez psa. Nie są żadne wyszukane, ale moje własne. Długo zastanawiałam się nad kolorem, i potem nad fasonem, ale postawiłam na prostotę. Kolor w sumie wybrał mi mój Luby, ale też od początku myślałam o czerwieni lub szarości.
Włóczka, mimo iż w znacznym stopniu składa się z akrylu jest miła w dotyku i ciepła.
Dlaczego nie zrobiłam normalnych rekawiczek „z palcem” ? Bo za często korzystam z telefonu na ulicy :P A te są na tyle długie, że zawsze mogę je naciągnąć na dłoń i też będzie cieplutko w całą łapkę.
Jak jednak widać na pierwszym zdjęciu i pozostałych jest różnica w wzorze. Tak nagle natchnieta wzorem na szalik w necie postanowiłam zmienić swój wzór rękawiczek. No a przecież nie będę chodziła w jedej takiej, drugiej innej :P
Wzór dla wtajemniczonych ma przypominać splot robiony na drutach prawe-lewe oczko.
I tak oto sprułam tą pięrwszą i zrobiłam na nowo. Prezentują się dużo ładniej, więc jestem mega zadowolona. Teraz czas naciepły szalik, albo getry...
Tak, to taki króciutki pościk z cyklu „zrób to sam” , a poza tym chciałam się Wam pochwalić jak mi cieplutko będzie w rączki :D
Szydełkować nauczyłam się przypadkiem. W sumie początki mojego szydełkowania sięgają początków z bransoletkami z sznura szydełkowo koralikowego. Tam załapałam początki i podstawy. Potem było trzeba to przełożyć na sam sznurek bez koralików, i aby wychodziło na płasko a nie na okrągło. Ale miałam wsparcie i pomoc pod ręka praktycznie. Do tego, nie można zapominać o internecie. W nim jest wszystko :D Tak więc metodą prób i błędów nauczyłam się.
Na swoim koncie mam kilka maskotek, takich bardziej breloczków, 3 kominy (tak, mam rodzinę zmarzluchów), jakieś podstawki pod kubki, chustę-która w zasadzie nie jest skończona, bo nigdzie nie mogę znaleźć włóczki. I teraz pora na rekawiczki. Moje wszystkie zmarły śmiercią naturalną, lub zostaly pożarte przez psa. Nie są żadne wyszukane, ale moje własne. Długo zastanawiałam się nad kolorem, i potem nad fasonem, ale postawiłam na prostotę. Kolor w sumie wybrał mi mój Luby, ale też od początku myślałam o czerwieni lub szarości.
Włóczka, mimo iż w znacznym stopniu składa się z akrylu jest miła w dotyku i ciepła.
Dlaczego nie zrobiłam normalnych rekawiczek „z palcem” ? Bo za często korzystam z telefonu na ulicy :P A te są na tyle długie, że zawsze mogę je naciągnąć na dłoń i też będzie cieplutko w całą łapkę.
Jak jednak widać na pierwszym zdjęciu i pozostałych jest różnica w wzorze. Tak nagle natchnieta wzorem na szalik w necie postanowiłam zmienić swój wzór rękawiczek. No a przecież nie będę chodziła w jedej takiej, drugiej innej :P
Wzór dla wtajemniczonych ma przypominać splot robiony na drutach prawe-lewe oczko.
I tak oto sprułam tą pięrwszą i zrobiłam na nowo. Prezentują się dużo ładniej, więc jestem mega zadowolona. Teraz czas naciepły szalik, albo getry...
Tak, to taki króciutki pościk z cyklu „zrób to sam” , a poza tym chciałam się Wam pochwalić jak mi cieplutko będzie w rączki :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz