niedziela, 29 stycznia 2017

Metaliczne eyelinery od Golden Rose

Przepraszam, że tak długo nic dla Was nie napisałam ale miałam strasznie dużo na głowie. Postaram sięaby to się więcej nie powtórzyło 😘

Więc przechodząc do sedna posta to mam dla Was dziś kilka słów o cudeńskach do oczu od naszego kochanego Golden Rose - Metaliczne eyelinery. 

Ja nabyłam akurat 2 najciemniejsze kolory, bo jak mogło by być inaczej 😝 w kolorze niebieskim(18) i zielonym (19).
Długo się zabierałam za ich zakup, ale jako fanka klasycznych czarnych kresek obawiałam się czy nie będzie to wyglądało komicznie. I okaząło się, że nie potrzebnie.
Tak więc dostajemy buteleczkę w kolorze danego eyelinera, w zakrętce jest pędzelek - czyli standart.

I tu po otwarciu testera w sklepie, zaczęłam się zastanawiać czy je wziąść bo mają miękkie pędzelki. A od dawien dawna się ich wystrzegam. Ale no tak się zakochałam w tych kolorach, że wzięłam i tak. 
Kolory są głębokie, niebieski sprawia wrażenie jakby był mocniej napigmentowany. Zielonym trzeba nałożyć 2-3 warstwy żeby uzyskać pełny kolor i krycie. Ale oba są bardzo trwałe. Trzymają się śmiało 14 h bez potrzeby poprawek. 
Mimo, że bardzo długo i dobrze się trzymają, zmywa się łatwo i przyjemnie nawet płynem micelarnym bez potrzeby mocnego tarcia oka. 



Tu akurat w połączeniu z czarnym eyelinerem od Eveline. Nie mogłam się zdecydować który kolor wybrać, więc zrobiłam sobie takiego mixa. Myślę że wyszło całkiem spoko.
Napewno przy najbliższej okazji dokupię jeszcze 2 kolory jaśniejszy niebieski i zielony, a potem z czasem może i resztę. Pewnie pominę złoty, bo to nie mój kolor i leżał by i się marnował.
Zdecydowanie polecam Wam te eyelinery, bo można dzięki nim wyczrować niezłe cuda. Jak znajdę chwilę to zmaluję coś i Wam pokażę. 

czwartek, 19 stycznia 2017

Z innej perspektywy, wizyta w Barber Shopie.

Zazwyczaj to nasi panowie chadzają z nami do salonów piękności i można by pomyśleć, że szybciej oni mogli by napisać takiego posta. Ale tym razem było inaczej i to ja byłam tą osobą towarzyszącą. Muszę Wam powiedzieć, że zaczynam rozumieć stwierdzenie gdy nasi faceci mówią iż dziwnie się czują w takich miejscach. 😀
Salonik do którego się wybraliśmy był stosunkowo mały, ale moim zdaniem to dobrze. Nie przepadam za wielkimi salonami, gdzie jest pełno stanowisk i ruch jak w mrowisku. Na ścianach wisiały zdjęcia, obrazy i wycinki z gazet przedstawiające twarze mężczyzn z idealnym zarostem. W tle leciała cicha muzyczka, jakieś stare rock'n'rollowe kawałki , i cały salon pachniał męskimi zapachami. I na ścianie nie mogło zabraknąć typowego dla tego miejsca "lizaka", szkoda tylko, że się nie kręcił. Ja zasiadłam sobie na kanapie a mój facet wskoczył na fotel.

Chłopak który zajmował się Jego zarostem, najpierw spytał czy to "pierwszy raz", zapyatał czego oczekuje? Gdy już wszystko mieli omówione, Aleksander zabrał się do roboty. Cały zabieg trwał jakieś 15 minut, i obejmował tylko stylizację, pielęgnację i strzyżenie brody. Zaczęło się od użycia wapozonu, który miał na celu zmiękczenie zarostu, i nałożeniu kremu ułatwiającego golenie. Potem w ruch poszedł trymerek, pianka bądź jakiś krem i żyletka. Kiedy już boki były wygolone, nadszedł czas na stylizację bródki. Był olejek, taka jakby pasta i suszarka...Tak suszarka do włosów. Broda została wysprostowana, spsikana czymś co u nas kobiet mogłybyśmy nazwać lakierem do włosów 😜
Na sam koniec oczywiście było trzeba zrobić jakiś zakup.

I tu musiałam mieć jakieś swoje zdanie, no chociaż w czymś. Czyli w wyborze zapachu pasty do stylizacji brody.
Trzeba przyznać, że ceny męskich kosmetyków są powalające. Zakupiliśmy małą puszeczkę z woskiem o zapachu cytrusów, przenaczoną głównie do stylizacji wąsów. Był to koszt 40 zł, ale zostaliśmy zapewnieni że jest bardzo wydajna.
Zapachów do wyboru była cała masa, począwszy od najzywklejszego kremowego, przez typowo klasyczne męskie perfumy, po zapach igliwia i cytrusy.
Po wyjściu od barbera mój luby stwierdził, że on chce taki fotel w domu bo jest bardzo wygodny. I będzie na nim oglądał tv i grał. Fak, miałam kiedyś okazję siedzieć na takim i rzeczywiście jest wygodny, ale jakoś bałabym się na nim usiąść czy może raczej położyć.
Zdecydowanie tam wrócimy, tym bardziej że facet mój zadowolony bardzo jest z tej wizyty.
Tak więc jak macie faceta z zarostem a nie wiecie co sprezentować mu na zbliżające się walentynki to polecam wybrać się do barbera. Fajna sprawa 😉

niedziela, 15 stycznia 2017

Moja metoda na brwi

Tak jak obiecałam w poprzednim poście, opisze Wam jak to radzę sobie z moimi brwiami bez efektu instagram eyebrow

Kiedyś w czasach, gimnazjalnych/nastoletnich - tak nie malowałam się w gimnazjum i żyję z tego powodu- jedyne co robiłam by poprawić swój wyglad to regulowałam brwi. W ostatiej klasie dostałam pierwszy w życiu tłusz do rzęs, który i tak praktycznie użyła moja mama bo ja poprostu nie odczuwałam potrzeby malowania się i było mi szkoda czasu. Wolałam go przespać rano 😜
Ale gdy potem już zaczęłam kombinację z makijażem, wypadało jednak coś z tymi brwiami zrobić. Okazało się, że włoski które regularnie usuwałam odrastały jaśniejsze, takie jakby rude. Nie dość, że naturalne włosy miałam dziwne. Jakieś takie prawie czarne z rudymi pasemkami to jeszcze rude brwi? No tego było za dużo. I wtedy pierwszy raz byłam u kosmetyczki na hennie. Płakałam po tej wizyie w niebosłosy, bo to był ten czas gdzie modne były plemniczki zamiast brwi. I tak wyszłam z czarnymi plemniczkami, gdzie byłabym skłonna zrozumieć ten kształt, ale dlaczego moje brwi miały grubość 2-3 mm a henna została nałżona na 7-8??? Tydzień siedziałam w domu i nie patrzyam w lustro. I to był zarazem ostatni raz jak byłam na hennie u kosmetyczki. Zawzięłam się i nauczyłam się sama w domowym zaciszu pielęgnować moje brwi. Najpierw oczywiście czekałam aż mi odrosną...
Kupiłam żelową hennę, bo właśnie proszkowa tak mnie urządziła i nie chciała zejść z mojej twarzy i działałam i działam do dziś dnia... Żelowa henna jest dla mnie o tyle wygodna, że nawet jak za długo ja potrzymam to i tak zejdzie ze skóry po 2-3 myciach twarzy, ale zostaje na włoskach.

(moje brwi przed henną)
Tak więc przedstawiam Wam moja ulubiona hennę, ale i tak pewnie większość z Was ją zna. Dostępna w każdym Rossmannie za zawrotną cenę 14 zł. Delia COSMETICS.

W opakowaniu znajdziemy żel koloryzujący, aktywator, malutką miseczkę do rozrabiania, i grzebyszek do nakładania. Ogólnie henna ta jest bardzo wydajna, na opakowaniu piszą że nawet do 15 aplikacji, ale jak dla mnie to wyjdzie więcej.
Ja jednak swoją hennę rozrabiam w szklanym kieliszku i nakładam drewnianym patyczkiem do mieszania ciepłych napoi...nie pytajcie...😁 Wyciskam do niego centymetr żelu i około tyle samo aktywatora.
Mieszam do uzyskania jednolitej konsystencji i nakładam na około 7 minut. Potem zmywam płatkiem kosmetycznym.
Jak jednak się zasiedzę i potrzymam za długo i efekt jest,..ekhm...piorunujący to biorę delikatną szczoteczkę do zębów, trochę mydła albo żelu (bez drobinek oczywiście) i szoruję chwilę, delikatnie żeby zeszło to co zostało na skórze. Następnie usuwam zbędne włoski i smaruję brwi. Najczęściej wazeliną.
 Dlaczego usuwam włoski po nałożeniu henny? Ano dlatego, że jak chcę zmienić kształt to zawsze łatwiej jest go sobie namalować henną równo na obu brwiach i potem wyrwać resztę, niż odwrotnie.
 Tak moje brwi wyglądają po całej zabawie, na codzień przy makijażu tylko przelece je delikatnie cieniem i już. Nie bawię się w żadne malowania, cuda wianki na kiju ala instagramowe brwi.
Efekt utrzymuje się u mnie nawet do 2 tygodni, więc sądzę że to i tak niezły wynik.
A Wy jakie macie metody na naturalne brwi?? 😏 

czwartek, 12 stycznia 2017

Katastrofy makijażowe - instagramowe brwi.

Zakładając bloga nigdy nie miałam zamiaru zostać czyimś guru. Wyrażam tu tylko swoje zdanie, na różne tematy(głównie kosmetyczne) i jak się komuś podoba i przyda do czegoś to super. Bardzo mnie ucieszy i zmotywuje do pisania dalej. 😎 Jak nie, to płakać nie będę.
Głównie obserwuję różne blogi, vlogi i inne funpagi czy instagramy dziewczyn mocno związanych z modą kosmetyczną, i płakać mi się chcę jak potem widzę te wszystkie,głównie, nastolatki naśladujące ów "gwiazdy". I coby nie było, że ja święta taka jestem, również korzystam z rad dziewczyn bardziej doświadczonych ale z umiarem.


Jak wszsyscy wiemy, bo nie trudno nie zauważyć moda na instagramowe brwi ogarnęła wszystkich. Mocne, grube, wyglądające na ciężkie i odrysowane praktycznie od szablonu brwi widzimy wszędzie. Na portalach, na ulicach, w szkołach i tramwajach. I to nic, że co drugiej dziewczynie nie pasują, ale jakaś tam Iksińska wrzuciłą gdzieś, kiedyś jakieś zdjęcie i stała się właśnie "guru" Pomijając fakt, że ta ów guru zapewne jest posiadaczką śniadej karnacji której mocne brwi pasują, tak my Polki o stosunkowo jasnej karnacji wyglądamy w tym komicznie. I nie pomoże tu tona solarium,czy innych samoopalaczy, bądź o zgrozo!!! zaciemny podkład bo natury nie da się oszukać i ukryć.
((99
(Zdjęcie Luxurii Astaroth użyto specjalnie - bo ona tak bardzo jest słowiańska, piękna i naturalna)😝

Aleee....gdzieś ostatnio wyczytałam teorię iż ten sposób malowania brwi został zapożyczony z repertuaru drag queens. 😲Zazwyczaj muszą oni golić swoje naturalne brwi, bądź mocno je maskować i malować takie bardziej przypominające kobiece. W makijażu scenicznym, teatralnym taki zabieg jak najbardziej mi się podoba i zawsze był dla mnie pewną formą sztuki, zasługującej na mega podziw. Tak na codzień...no cóż... zdecydownie niee-ee...
Tak więc przechodząc do sedna jak dla mnie te grube parówy, są okropne i nigdy w życiu bym sobie takich nie zrobiła. Ale jak to się mówi, o gustach się nie dyskutuje.
W obecnej chwili na rynku wybór kosmetyków do ujarzmiania brwi jest cała masa, cienie, woski, pomady, kredki i sama już niewiem co. Wybór duży, ale po co...?

Zdecydowanie wole bardziej naturalny wygląd brwi, mimo że takie właśnie tytułowe instagramowe brwi bardzo by i pasowały. Mam czarne włosy, dość spore, błękitne oczy i z natury czarne rzęsy, brwi niestety z czasem wyblakły. Ale zanim zaczęłam przy nich grzebać też były czarne jak smoła. Z natury są też dość gestę więc domalowywać ich nie musze.😜
Tak więc pewnie ktoś zapyta "to kompletnie nic przy niech nie robisz, nie poprawiasz?" Owszem poprawiam, dbam o nie. Regularnie je reguluje <----- taki trochę bezsens wyszedł ale mam nadzieję, ze wiecie o co chodzi > , nakładam czarną henne, a gdy nie mam czasu na henne to przy makijażu używam kredki lub cieni do poprawienia ich wyglądu.
Więcej na ten temat poczytacie w nastepnym poście 😘

ZDJĘCIA WYKORZYSTANE DO WPISU ZAPORZYCZONE Z SIECI.

niedziela, 8 stycznia 2017

Noworoczne "zrób to sama"

Witam Was gorąco w tym Nowym Roku 😘
Zaczynam Go dla Was postem z serii "zrób to sama" i już wyjaśniam dlaczego...
Będąc na posylwestrowych zakupach z Teściową w galerii, weszłyśmy do sklepu Forever 21. Pokochałam ten sklep po pierwszej wizycie w nim. Maja tam tyle fantastycznych rzeczy i dodatków. Co najważniejsze maja również dział PLUS SIZE. Ubogi, bo ubogi ale jest. Chciałam jej pokazać kilka fajnych gadżetów z mopsami, ale jak na złość zmienili kolekcję i nie był kompletnie nic z mopsem. No trudno się mówi, jak już weszłyśmy to przeszłyśmy cały sklep i oczywiście nie obeszło by się bez postoju przy stojakach z biżuterią 💎💎💎
Zawsze podobały mi się takie długie naszyjniki,bardzo modne zreszta minionego lata. I dość długo nosiłam się z nabyciem takowego. A tutaj, o proszę na promocji były sobie.. To przegladam i przebieram i dwa mi wpadły w oko. Ale po chwili jednak je odłożyłam, bo dostałam olśnienia "po co będziesz wydawać kasę, skoro możesz zrobić to sama???!"
Jeszcze raz dokładnie im się przyjżałam, coby zapamiętać detale i do końca wizyty w galerii układałm już w głowie plan stworzenia moich nowych ozdóbek. Analizowałam co tam posiadam w moich rezerwach, czy czegoś nie będe musiała dokupić.
I tak oto po powrocie do domu, otwaram magiczną szafke i usiadłam do tworzenia i oto są...zaszalałam i zrobiłam odrazu trzy różne 😁
Elementy jakie wykorzystałam do stworzenia naszyjników to łańcuszek w kolorze srebra i antycznej miedzi, koraliki niebieski howlit i zielony jadeit, przywieszki - piórka, półokrągłe samaniewiemco i ptasia czaszeczka, zapięcia i kilka sztyfcików. Czyli jak sami widzicie nie ma tego aż tak wiele.
Po dwóch godzinach dziubania powstały moje dzieci. Jestem z nich mega dumna 😎 

Tak więc mamy wisiorek buteleczkę w kolorze i stylu starej medycznej fiolki w której jest ukryte skrzydełko wróżki.
Całość jest zawieszona na łańcuszku w kolorze antycznego złota i ozdobione koralikami z howlitu niebieskiego. Postanowiłam, akurat do tego łańcuszka nie zakładać zapięcia. Jest wciągany przez głowę.
Drugi też jest w kolorze antycznego złota, składa się z dwóch łancuszków.
Na krótszym jest koralik z jadeitu i piórko, a na dłuższym właśnie to półokrągłe coś. Nie wiem jak to nazwać 😀
Ten naszyjnik idealnie nada się do stylizacji boho, hippie czy gypsy.
Trzeci jest chyba jednak moim ulubionym. Również utrzymany w stylu boho, ale świetnie nada się też do codziennej stylizacji.
O ile nie przeszkadza komuś noszenie ptasiej, trupiej główki.
Dwa łańcuszki, na krótszym trzy piórka, na dłuższym właśnie ptasia czaszka z howlitem niebieskim. Zapinany na karabińczyk.
I że tak powiem, coraz bliżej wiosna więc czas na nową biżuterię.
Czasami naprawdę warto pomyśleć czy nie lepiej dokupić kilka elementów i samemu nie przerobić czegoś co mamy, lub samemu złożyć sobie biżuterię. To naprawdę jest proste, a w sieci jest cała masa filmików którymi można się wspomagać. Poza tym, mam pewne postanowienie noworoczne poniekąd związane z filmikami instruktarzowymi, ale o tym będę Was informować na bierząco 😉
I nasjważniejsze, nikt nie będzie miał takiej samej ozdoby, chyba że sami zadecydujecie kogoś obdarować. Satysfakcja gwarantowana 😝